poniedziałek, 29 kwietnia 2013

O czym myślę, kiedy myślę o blogowaniu

Hej Dzieci!

Jakoś tutaj teraz nie bywam - zawaliłam się szczelnie obowiązkami. Nie znaczy to, że niczego nie czytam i nie oglądam, ale nie mam jakoś potrzeby pisania o tym. No bo np. o takim "Django"  mogłabym napisać jedno zdanie - tym razem Tarantino przesadził i tak strasznie mnie znudził, że aż odebrał chęć wypowiedzi na swój temat. Zachwycił mnie Christoph Waltz i chyba tak samo Leonardo di Caprio, ich role rzeczywiście są perłami, ale nie obejrzałabym tego obrazu drugi raz nawet, gdyby mi płacili.
Albo np. "Poradnik pozytywnego myślenia" - rzeczywiście, genialna Jennifer Lawrence, nie chcę być zarozumiała czy coś, ale już przy "Igrzyskach śmierci", jedynym filmie z nią, który widziałam, wierzyłam mocno, że ta dziewczyna ma wielki talent. Film okazał się przyjemną rozrywką, ale jakoś nie umieram z zachwytu nad nim.

Jeżeli chodzi o książki to przede wszystkim wracam do Joanny Bator. Chcę na jej temat pisać pracę i cały czas, ciągle od nowa, łapię bakcyla, zachwycając się jej książkami tak, że aż nudzę otoczenie.

Z kolei Michel Houellebecq, którego uznawałam za swoje objawienie literackie, Mapą i terytorium szczerze mnie znudził. Wydaje mi się, że on cały czas pisze jedną i tę samą książkę.

Polecam bardzo, bardzo mocno rzecz Joanny Tokarskiej-Bakir Legendy o krwi. Antropologia przesądu. Wiem, że polecanie tej pozycji w takiej notce pasuje jak pies do jeża, ale ta rzecz zajmuje mnie najdłużej przez ostatnie miesiące. Jest to nie tylko arcyciekawa monografia na temat legend o krwi i chyba stosunków polsko-żydowskich ogólnie, ale też wzór - jak powinna wyglądać praca badawcza, jak powinna być napisana. Tam nawet przypisy są warte osobnych referatów. Dlatego jej czytanie mi tak mozolnie idzie - wymaga skupienia, przetrawienia, a czasami nawet wewnętrznego dialogu, pewnych przewartościowań.

Rzeszowianom polecam przyjrzeć się repertuarowi teatru Maska na miesiąc maj. Ja już zarezerwowałam bilety na Fedrę, marzę, żeby obejrzeć Turandot, ale niestety - akurat w piątek nie będę mogła. Ale kto da radę - polecam najmocniej, myślę, że to będzie coś bardzo, bardzo dobrego.

No, i żeby nie było za ciężko i nazbyt intelektualnie - polecam piosenki, których słucham wraz z nadejściem pięknej pogody i które do niej niesamowicie pasują.
Justin, och, Justin... Jesteś super!



Daft Punk lubię nie mniej, a jeszcze w duecie z Pharrelem - to się nie mogło nie udać!



Zauważyłam też coś ciekawego na blogach. Te zakątki w sieci, które kiedyś bardzo lubiłam, przestają powoli być odważnym, mądrym czy ironicznym komentarzem rzeczywistości, a stają się wykładnią światopoglądową - ja robię coś tak, ja myślę o czymś tak, moje zachowanie jest takie, mam do czegoś stosunek taki. Zamiast komentować rzeczywistość stają się manifestem poglądów. Kto co lubi, ale mnie to strasznie drażni. Czyżby wracały czasy pamiętniczków internetowych, budujących ego nastolatek? Każdy blog to swoista planeta "ja", ale fajnie, jeżeli ta planeta nie jest czarną dziurą pochłaniającą wszystko wokół.