tag:blogger.com,1999:blog-31138086996964598572024-03-13T13:02:36.430+01:00MariaMargarynaZaplątani w popkulturęMariaMargarynahttp://www.blogger.com/profile/14475812516203316666noreply@blogger.comBlogger101125tag:blogger.com,1999:blog-3113808699696459857.post-42378195341923790752014-01-04T14:11:00.001+01:002014-01-04T14:11:11.212+01:00Nie ma po co mówić, nie ma po co milczeć Blogowanie wcale mi się nie znudziło, tylko przez chwilę przestało mi się chcieć. Kilkukrotnie zaczynałam jakąś notkę, ale porzucałam ją natychmiast. Postanowiłam jednak zrobić jednego superposta ze wszystkim, co mnie przez ostatni czas zachwyciło, podzielę go jednak na trzy części - muzyka, filmy i książki, żeby uniknąć galimatiasu.<br />
<br />
Od września jestem nauczycielką polskiego, uczę w klasach 4 i 5. Chociaż całe studia chciałam uczyć w liceum i tylko w liceum, praca w podstawówce mnie zachwyca, chociaż czasami czuję jej ciężar. Niedługo się z tego zwierzę. A teraz czas na moje tegoroczne zachwyty muzyczne.<br />
<br />
1. Najnowszy i najbardziej niespodziewany zachwyt - Dead Man's Bones - dokładnie mój psychodeliczny klimat, z dziecięcym chórkiem, dla mnie po prostu rewelacja! Nie mogę się przestać zachwycać. A to, że Ryan Gosling jest wokalistą, to tylko smaczek. <br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe allowfullscreen='allowfullscreen' webkitallowfullscreen='webkitallowfullscreen' mozallowfullscreen='mozallowfullscreen' width='320' height='266' src='https://www.youtube.com/embed/FA0zncJOx0E?feature=player_embedded' frameborder='0'></iframe></div>
<br />
2. Agnes Obel. Cudowna.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe allowfullscreen='allowfullscreen' webkitallowfullscreen='webkitallowfullscreen' mozallowfullscreen='mozallowfullscreen' width='320' height='266' src='https://www.youtube.com/embed/vjncyiuwwXQ?feature=player_embedded' frameborder='0'></iframe></div>
<br />
3. Przez dłuższy czas towarzyszy mi Rykarda Parasol. Mam takie fazy, że w ogóle nie mogę jej słuchać, by później non stop, od rana do wieczora, włączać tę samą płytę. <br />
<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe allowfullscreen='allowfullscreen' webkitallowfullscreen='webkitallowfullscreen' mozallowfullscreen='mozallowfullscreen' width='320' height='266' src='https://www.youtube.com/embed/-GRjvApQZ6Q?feature=player_embedded' frameborder='0'></iframe></div>
<br />
4. Niedawne odkrycie - Bokka. Rewelacja.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe allowfullscreen='allowfullscreen' webkitallowfullscreen='webkitallowfullscreen' mozallowfullscreen='mozallowfullscreen' width='320' height='266' src='https://www.youtube.com/embed/aflmCuUfq-I?feature=player_embedded' frameborder='0'></iframe></div>
<br />
5. Nie jestem fanką całej płyty, ale bardzo lubię akurat tę piosenkę, świetna do biegania:)<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<object width="320" height="266" class="BLOGGER-youtube-video" classid="clsid:D27CDB6E-AE6D-11cf-96B8-444553540000" codebase="http://download.macromedia.com/pub/shockwave/cabs/flash/swflash.cab#version=6,0,40,0" data-thumbnail-src="http://img.youtube.com/vi/2UV_Sibav-U/0.jpg"><param name="movie" value="http://youtube.googleapis.com/v/2UV_Sibav-U&source=uds" /><param name="bgcolor" value="#FFFFFF" /><param name="allowFullScreen" value="true" /><embed width="320" height="266" src="http://youtube.googleapis.com/v/2UV_Sibav-U&source=uds" type="application/x-shockwave-flash" allowfullscreen="true"></embed></object></div>
<br />
6. Nie ma co ukrywać, lubię pop, a do Justina Timberlake'a po prostu, no... lubię bardzo, a bez jego "Mirrors" nie ma imprezy...<br />
<br />
7. ... podobnie jak nie ma imprezy bez Pharella Williamsa. Nie dalej jak dzisiaj rano hasałam po kuchni jak młoda sarenka po łączce przy "Happy" - genialny numer!<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe allowfullscreen='allowfullscreen' webkitallowfullscreen='webkitallowfullscreen' mozallowfullscreen='mozallowfullscreen' width='320' height='266' src='https://www.youtube.com/embed/y6Sxv-sUYtM?feature=player_embedded' frameborder='0'></iframe></div>
<br />
8. Dawid Podsiadło i cała płyta "Comfort&Happiness" - oczarowała mnie, podobnie jak większą część Polski, naprawdę świetnie się tego słucha i w warstwie muzycznej, i tekstowej, no i ten głos...<br />
<br />
Jutro przyjdzie moment na książki, mam nadzieję, że będę bardziej oryginalna, bo w tym poście nic specjalnie odkrywczego się nie znalazło. Ale - jak w tytule - po półrocznej przerwie stwierdzam, że blogowe milczenie ma taki sam sens, jak zabieranie głosu. MariaMargarynahttp://www.blogger.com/profile/14475812516203316666noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-3113808699696459857.post-31363492845295566962013-07-09T19:24:00.002+02:002013-07-09T19:24:36.781+02:00Najciekawsza przygoda z lekturą<br />
<div style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;">
<img height="320" id="popImage" src="http://merlin.pl/Intryga-malzenska_Jeffrey-Eugenides,images_big,9,978-83-240-2120-8.jpg" width="218" /></div>
<br />
O "Intrydze małżeńskiej" Jeffrey'a Eugenidesa nie powinnam się jeszcze wypowiadać, bo przeczytałam zaledwie połowę, ale książka ta jest tak przedziwną przygodą, że aż kipię z potrzeby rozmowy o niej.<br />
<br />
Tytułowa intryga to temat pracy głównej bohaterki, Madeleine, która studiuje anglistykę na na Uniwersytecie Browna (bodajże) i zajmuje się dziewiętnastowieczną powieścią. Rzecz dzieje się w latach 80-tych, kiedy w literaturze panuje dekonstrukcjonizm i Barthes, feministki i semiologia - duch tych klimatów to jeden z wątków książki, który sprawia mi najwięcej frajdy! Ale po kolei. Powieść opowiada o losach trójki bohaterów - wspomnianej powyżej Madeleine, Mitchella i Leonarda. Są oni tak ciekawie przedstawieni, że aż to się rzadko zdarza - z jednej strony fascynujący, a z drugiej - nudni. Błyskotliwi i pretensjonalni. Intelektualiści, a jednocześnie ludzkie miałcy (cokolwiek to słowo znaczy). Ciężko mi nawet stwierdzić, kogo lubię najbardziej... Na razie wiem, kogo najbardziej nie lubię - zdecydowanie Leonarda, od samego początku, ale kto wie - może z dalszym ciągiem to się zmieni, zobaczymy, zobaczymy. <br />
I właśnie taka jest ta książka - wciągająca, ale nudna. Czytam ją zachłannie, by porzucić na kilka dni i zachłannie czytać znowu. Ale o jednym jestem przekonana - tak zżyłam się bohaterami, że będę się starała jak najbardziej moment przeczytania ostatniej strony odwlec. Poza tym już dawno nie czułam takiej przyjemności czytając te intertekstualne wstawki - kapitalne! <br />
<br />
Naprawdę, niesamowicie polecam tę powieść, bo jest przedziwna, ale dostarcza tak wielu emocji, że stanie się chyba jedną z moich ulubionych książek. Poza tym jest to idealna książka na lato - porusza niby lekki temat, ale wykonanie zasługuje na wielkie brawa (wiem, brzmi to dość schizofrenicznie - z jednej strony nudzi, z drugiej fascynuje, i za to brawa? Ale myślę, że jest to starannie przemyślana koncepcja autora - podkreśla stan duchowo-emocjonalny bohaterów). <br />
Więcej napiszę jak już przeczytam całość:)<br />
<br />
<br />
<br />MariaMargarynahttp://www.blogger.com/profile/14475812516203316666noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3113808699696459857.post-3151956456906141912013-07-09T19:06:00.002+02:002013-07-09T19:06:38.299+02:00Piosenka lata Od kiedy usłyszałam rano "Za lasem" nie wychodzi mi z głowy. Kapitalny numer! <br />
<br />
<br />
<a href="http://www.polskieradio.pl/9/210/Artykul/879939,LAS-Za-lasem-">Tutaj</a> link <br />
<br />
Enjoy! <span id="goog_1549984490"></span><span id="goog_1549984491"></span>MariaMargarynahttp://www.blogger.com/profile/14475812516203316666noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3113808699696459857.post-56805741683159094042013-07-08T10:50:00.000+02:002013-07-08T10:50:17.323+02:00Jak wzrusza, skoro nie wzrusza? Ostatnio obejrzałam dwa filmy, na których wiele osób beczało, a ja, no, jakby to powiedzieć... no ani nawet nie chciało mi się ich kończyć, a co dopiero przy losach bohaterów uronić choćby łezkę.<br />
<br />
Pierwszy z filmów to "Jeden dzień", o którym nawet nie chce mi się za bardzo pisać. Oglądanie go było stratą czasu, może nie kompletną i całkowitą katastrofą, ale po prostu stratą czasu.<br />
<br />
Wczoraj zaś widziałam "Twój na zawsze", chociaż uważam, że tytuł zupełnie nie pasuje i angielskie "Remember me" jest bardziej na miejscu. Wynudziłam się na nim niesamowicie, pomysł wyłączenia go przyszedł mi go głowy jakieś dwieście razy, ale byłam ciekawa co to się stanie na końcu, bo że coś się stanie, było wiadomo od razu.<br />
<br />
W tym momencie będę bez ceregieli omawiała fabułę, więc jeżeli ktoś jest przez seansem - niech daruje sobie czytanie. Scenariusz "Remenber me" serwuje nam kilka bardzo głębokich traum. Na początku widzimy dziewczynkę, na której oczach w bezsensowny sposób ginie matka. To pierwsza trauma nowojorska - śmierć z rąk rabusia, z powodu skradzionej torebki. Dziesięć lat później poznajemy Tylera, buntownika, który ciągle pali i chodzi na bani. Gra go Robert Pattinson, który dobrym aktorem nie jest i jakoś wcale nadzwyczajnie dobrze nie wygląda. Znaczy jest fajny, przystojny, ale żeby pobudzał nie wiadomo jak moją wyobraźnię - no bez przesady. W każdym razie starszy brat Tylera popełnił samobójstwo, w dniu swoich 22 urodzin - mamy więc traumę drugą. Pewnego dnia Tyler wdaje się w bójkę, aresztuje go policjant, a chłopak chcąc się na nim zemścić uwodzi jego córkę, w której się zakochuję. Uf, pisałam to wszystko na jednym wdechu, plątanina. Niestety, akurat ta realizacja fabularna mi się wcale nie podobała, bo ile można oglądać związki z zakładu, które okazują się najprawdziwszą miłością. No ale już się w sobie zakochali, są razem (kompletnie nie pamiętam jak nazywała się ta główna bohaterka, to znamienne, bo nie lubię strasznie tego typu drobnych blondyneczek i jej widok na ekranie mi strasznie przeszkadzał). W tle widzimy jej relację z ojcem (oczywiście blondyneczka to ta sama dziewczynka, przy której zamordowano matkę) oraz, co dużo ciekawsze, jego relacje z rodziną, która musi sobie radzić po śmierci syna i brata. Ten wątek mi się chyba najbardziej podobał, zwłaszcza motyw młodszej siostry Tylera - wyobcowanej, ale niesamowicie utalentowanej 11-latki. W każdym razie, kiedy wszystko już zdawało się super układać, następuje atak na WTC i chłopak ginie. KONIEC.<br />
<br />
Czytałam w recenzjach, że ten film jest do przemyślenia. I tak nie bardzo wiem, co mam przemyśleć. Reżyser chyba chciał mi powiedzieć, że takie tragedie, każda tragedia, to nie jakieś statystyczne ofiary, ale ludzie, ich życie, ich historie splątane z historiami innych ludzi i innych historii. To ciekawa perspektywa, ale dość banalna. Ostatnie kadry zostawiają widza z pogrążoną w bólu rodziną, która musi sobie radzić z utratą dwojga synów/braci, co jest traumą niewyobrażalną, po której nie ma szans na w pełni normalne życie. W tym sensie był to rzeczywiście film ciekawy, ale bez przesady. No ogólnie to nie będzie jakiegoś podsumowania, gwiazdek i nawet nie powiem, czy warto go zobaczyć - mnie on nie poruszył, zmusił do refleksji, która trwała z dwie minuty. Ale należę do osób, których kompletnie nie rozbawił "Ted", więc co tu dużo mówić - nie znam się na ludzkich emocjach. MariaMargarynahttp://www.blogger.com/profile/14475812516203316666noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3113808699696459857.post-3847672617986171632013-07-04T17:10:00.000+02:002013-07-05T14:01:58.259+02:00Pamięć jak kamień<br />
<div style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;">
<img height="320" id="irc_mi" src="http://wydumanebrednie.pl/wp-content/uploads/2013/05/Wloskie-szpilki.jpg" style="margin-top: 0px;" width="207" /></div>
<br />
<br />
Czasami jestem takim intelektualnym biedakiem, że aż wstyd przyznać. Łażę po domu niczym jakaś mara i niczym konkretnym nie umiem się zająć. Na szczęście w tej krainie posuchy zdarza się czasem orzeźwiająca oaza, dzisiaj były nią "Włoskie szpilki" Magdaleny Tulli, książka przepiękna, ale na pewno nie słodka.<br />
<br />
Narratorka w krótkich rozdziałach wraca pamięcią do czasów swojego dzieciństwa, wiele miejsca poświęcając matce oraz rodzinie po stronie ojca, który był Włochem. Z jednej strony czułe i piękne, ale z drugiej - bolesne, gorzkie, przeraźliwie smutne. Czytam tę krótką powieść jako melancholijne studium o samotności i ciągłym poczuciu inności, a niekiedy także i odrzuceniu, niedopasowaniu. Narratorka ciągle czuje się nie na miejscu, takie mam wrażenie, a potrafi o tym pisać jak nikt inny.<br />
Znałam Magdalenę Tulli ze "Skazy", "Snów i kamieni" czy "W czerwieniu", ale to dopiero "Włoskie szpilki" zrobiły na mnie oszałamiające wrażenie. Tamte powieści, poetyckie, nasycone, w pewnym (fabularnym) sensie dziwaczne, były fascynującą przygodą dla mnie-polonisty. Ale ta jest cudowną podróżą dla mnie-czytelnika (tak tak, te role trzeba oddzielić, nie umiem czerpać pełnej przyjemności z czegoś, co wiem, że czytam w polonistycznym sensie "po coś"). Napisana jest językiem tak delikatnym, pięknym, pełnym klasy, a przy tym tak fascynującym, że gdy tylko otworzy się pierwszą stronę - nie wiadomo kiedy kończy się ostatnią.<br />
Chciałam nawet wybrać jakiś mały fragment, by go tutaj zacytować, ale tych małych fragmentów wybrałam z każdego rozdziału po kilka i nie jestem w stanie wybrać żadnego.<br />
<br />
Nie ma sensu pisać "o czym jest ta książka" - warto natomiast poświęcić
jej kilka godzin i przepaść w tym smutnym, melancholijnym, ale także i
czułym spotkaniu z przeszłością. Bo pamięć jest jak kamień - bywa zimna, ale też potrafi być talizmanem, piękną pamiątką z czasami
przedziwnej podróży. <br />
<br />
<br />MariaMargarynahttp://www.blogger.com/profile/14475812516203316666noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3113808699696459857.post-17250183929719987592013-07-03T18:53:00.001+02:002013-07-03T18:53:12.309+02:00Dlaczego "Dziewczyny" są takie jak myO serialu "Dziewczyny" słyszałam od koleżanek sporo dobrego. Pozytywnych opinii było na tyle dużo, że postanowiłam spróbować. I przez pierwsze dwa odcinki byłam bardzo zaskoczona całym entuzjazmem. Trzeci obejrzałam, bo nie miałam co robić. A następne - bo mnie po prostu wciągnęły. Nie jest to serial, przy którym płaczę ze śmiechu, nie przejmuję się też niesamowicie losami dziewczyn. Jego siłą jest jednak naturalność, to, że strasznie dużo dziewczyn w tym wieku może się dopatrzeć jakiś związków z którąś z bohaterek. Ja np. byłabym zdecydowanie Haną, ze względu na wygląd, ambicje intelektualne, a nawet chyba podobnie się ubieram. No, to jest nieważne w gruncie rzeczy, chodzi po prostu o to, że ten serial zdaje się być blisko życia współczesnych kobiet w wieku 20+. Hannah ma nadwagę, ma z tego powodu kompleksy, ale kamera nie ukrywa jej ciała podczas zbliżeń. Jessa jest trochę walnięta, w takim sensie - szalona, crazy - ale z jakim akcentem mówi - mogłabym jej słuchać bez końca! Shoshana - no kto nie zna takiej Shoshany! Jest po prostu kwintesencją samej siebie! I ambitna, piękna i mądra Marnie, którą lubię najmniej.<br />
<br />
Wiem, że nazywa się "Dziewczyny" współczesną wersją "Seksu w wielkim mieście". No, może i coś w tym jest, ale nowsza produkcja jest zdecydowanie mniej zabawna, co nie znaczy, że cięższa. Ogólnie to bardzo polecam, zwłaszcza na lato. I tylko dziewczynom - faceci jakoś tej produkcji nie lubią... Może dlatego, że też jest tam o nich pewna prawda, a panowie jej w ten sposób podanej przyjmować nie lubią. MariaMargarynahttp://www.blogger.com/profile/14475812516203316666noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3113808699696459857.post-40961678893720938702013-07-02T12:06:00.000+02:002013-07-02T12:06:17.874+02:00Yrsa (po raz kolejny) królową kryminału<br />
<div style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;">
<img height="320" id="irc_mi" src="http://gfx.dlastudenta.pl/photos/pamietam_cie_okladka300.jpg" style="margin-top: 56px;" width="274" /></div>
<br />
Zakończoną sesję postanowiłam sobie wynagrodzić książką mojej ulubionej autorki kryminałów - Yrsy Sigurdardottir "Pamiętam cię". Uważam, że jest to najlepsza jej książka, którą przeczytałam. Dodam, że tym razem sprawy nie prowadzi prawniczka Thora. <br />
<br />
Autorka akcję umiejscawia jak zwykle w Islandii, na odludnym fiordzie. Klimat tej powieści jest po prostu niesamowity, tak mroczny, że gdybym sięgnęła po nią podczas jesiennego wieczoru, to chyba brakowałoby mi tchu. Trójka bohaterów decyduje się odnowić stary dom w wyludnionej osadzie, dokąd można dotrzeć jedynie drogą morską. Pozostawieni sami sobie, bez prądu, bieżącej wody, wśród surowej przyrody mają nieustanne wrażenie, że ktoś ich obserwuje. Później dowody czyjejś obecności stają się bardziej namacalne.<br />
<br />
Drugi plan toczy się wokół psychiatry, któremu zaginął syn. Bada dziwną sprawę samobójstwa pewnej kobiety. Te historie splotą się ze sobą, prowadząc czytelnika do mrocznego finału.<br />
<br />
Uważam, że jest to najbardziej precyzyjna ze wszystkich książek Yrsy. Autorka bardzo przemyślała konstrukcję, tocząc akcję z jednej powoli bardzo wolno, ale tak potęgując napięcie, że nieraz musiałam wziąć głęboki oddech. Fakt, nieraz przesadza z dawkowaniem strachu, wszystkiego zdaje się być w pewnych momentach za dużo, za gęsto i zbyt strasznie, ale jestem pod dużym wrażeniem.<br />
<br />
Polecam wszystkim tę powieść, której chyba gatunkowo najbliżej do horroru, jeszcze z innego powodu - ciekawie zarysowanych postaci, które doprawiają całą fabułę sporym prawdopodobieństwem psychologicznym. No, nie ma się co rozpisywać - naprawdę każdy fan kryminałów z mooocnym dreszczykiem powinien po "Pamiętam cię" sięgnąć. <br />
<br />MariaMargarynahttp://www.blogger.com/profile/14475812516203316666noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3113808699696459857.post-61183533045233403582013-05-16T13:19:00.002+02:002013-05-16T13:19:08.276+02:00I kto okazał się kłamcą?O pisarstwie Tomasza Białkowskiego słyszałam tyle dobrego, że korzystając z wolnej chwili postanowiłam skosztować. Niestety, nie mogłam zdobyć "Drzewa morwowego", ale - co mi tam - pomyślałam, sięgając po drugą część z serii - "Kłamcę". Nie od dziś wiadomo, że cykle mają to do siebie, że, fakt, części nawiązują do siebie, ale są też odrębną historią.<br />
<br />
No niestety. Książka ta zawodzi na każdej płaszczyźnie. Językowo - jest napisana w taki sposób, jakiego ja po prostu nienawidzę i męczę się przy czytaniu okrutnie - bardzo krótkie, pojedyncze zdania. Język jest schematyczny, wręcz - banalny. No ale dobra, można to zdzierżyć, gdyby tylko temperatura fabuły pozwalała się oderwać od tych mankamentów. Ale niestety - historia wydaje mi się tak nudna i niewciągająca, jak mało co. Przede wszystkim sam bohater - Paweł Werens jest człowiekiem, który nie jest za grosz przekonujący, ciekawy, intrygujący, no nic. Nie, że się go nie lubi - on po prostu mnie kompletnie nie interesował, tak, jakby nie był głównym bohaterem powieści. Z resztą narrator oddaje co fajniejsze pomysły i kwestie innym bohaterom - policjantowi Derze i pani doktor Lenie (która, nota bene, jest tak strasznie mądra, że jest to chyba najbardziej nieautentyczna postać), którzy rozwiązują śledztwo za Pawła, on ma tylko po prostu efektownie zginąć. No, takie mam odczucia.<br />
<br />
Fabuła jest tak strasznie schematyczna, że aż idiotyczna. Wiem, wiem - nie czytałam pierwszej części, a "Kłamca" jest kontynuacją. Ale, o zgrozo, po tej przygodzie nawet mi się nie śni, by po pierwszą część sięgnąć. Mamy tajemniczy prolog z przeszłości, makabryczne i misternie przemyślane morderstwa, zagadkę biblijną w tle, jakieś poszczególne fragmenty układanki, które zaczynają się w pewnym momencie układać w jedną całość. Tyle, że jest to powieść bardzo kiepska, której poszczególne części składowe znamy po tysiąckroć. Oprócz irytującej i wszechwiedzącej Leny, szczególnie miałki i jałowy jest czarny charakter, niejaki Camargue ( taka ksywa? seriously?) - w wieku 19 lat trafił do więzienia na lat 20, gdzie był poniżany, gwałcony, upodlany wręcz, a skąd wydostał go mistrz jakiejś tam sekciny. Oczywiście Pan-Zajebista-Ksywa jest ślepo oddany swojemu wybawcy. Czy nie znamy takiego schematu z chociażby "Aniołów i Demomów" Browna? Nie ma co ukrywać, że każdy kryminał bazuje na schematach, ale na niektóre czytelnik chce się po prostu dać nabrać, a podczas "Kłamcy" czuje się zwyczajnie nabity w butelkę.<br />
Aha - i jeszcze tytuł. Nie bardzo go rozumiem, dlatego tłumaczę, że kłamcą jest autor i wydawca pospołu, obiecując kryminał, a realizując nie wiem co, ale nie obietnicę. <br />
<br />
No, mogłabym tak dłużej, ale nie ma sensu. Jest to książka kiepska, przewidywalna i męcząco napisana. Nawet zagadki-tropy ukryte w architekturze miasta, tutaj nie wywołują ani jednej emocji. I te dialogi... Gdyby ktoś je rzeczywiście wypowiadał, to chyba byłyby to manekiny w witrynie sklepowej.<br />
<br />
No cóż, nie polecam. Przeczytałam do końca, ale tylko dlatego, że jest to książeczka "dwugodzinka", a tyle czasu mogę kiepskiej powieści poświęcić. I ani minuty więcej. MariaMargarynahttp://www.blogger.com/profile/14475812516203316666noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3113808699696459857.post-57633135583035184682013-04-29T11:39:00.002+02:002013-04-29T11:44:36.919+02:00O czym myślę, kiedy myślę o blogowaniu Hej Dzieci!<br />
<br />
Jakoś tutaj teraz nie bywam - zawaliłam się szczelnie obowiązkami. Nie znaczy to, że niczego nie czytam i nie oglądam, ale nie mam jakoś potrzeby pisania o tym. No bo np. o takim "Django" mogłabym napisać jedno zdanie - tym razem Tarantino przesadził i tak strasznie mnie znudził, że aż odebrał chęć wypowiedzi na swój temat. Zachwycił mnie Christoph Waltz i chyba tak samo Leonardo di Caprio, ich role rzeczywiście są perłami, ale nie obejrzałabym tego obrazu drugi raz nawet, gdyby mi płacili.<br />
Albo np. "Poradnik pozytywnego myślenia" - rzeczywiście, genialna Jennifer Lawrence, nie chcę być zarozumiała czy coś, ale już przy "Igrzyskach śmierci", jedynym filmie z nią, który widziałam, wierzyłam mocno, że ta dziewczyna ma wielki talent. Film okazał się przyjemną rozrywką, ale jakoś nie umieram z zachwytu nad nim.<br />
<br />
Jeżeli chodzi o książki to przede wszystkim wracam do Joanny Bator. Chcę na jej temat pisać pracę i cały czas, ciągle od nowa, łapię bakcyla, zachwycając się jej książkami tak, że aż nudzę otoczenie.<br />
<br />
Z kolei Michel Houellebecq, którego uznawałam za swoje objawienie literackie, <i>Mapą i terytorium </i>szczerze mnie znudził. Wydaje mi się, że on cały czas pisze jedną i tę samą książkę. <br />
<br />
Polecam bardzo, bardzo mocno rzecz Joanny Tokarskiej-Bakir Legendy o krwi. Antropologia przesądu. Wiem, że polecanie tej pozycji w takiej notce pasuje jak pies do jeża, ale ta rzecz zajmuje mnie najdłużej przez ostatnie miesiące. Jest to nie tylko arcyciekawa monografia na temat legend o krwi i chyba stosunków polsko-żydowskich ogólnie, ale też wzór - jak powinna wyglądać praca badawcza, jak powinna być napisana. Tam nawet przypisy są warte osobnych referatów. Dlatego jej czytanie mi tak mozolnie idzie - wymaga skupienia, przetrawienia, a czasami nawet wewnętrznego dialogu, pewnych przewartościowań.<br />
<br />
Rzeszowianom polecam przyjrzeć się repertuarowi teatru Maska na miesiąc maj. Ja już zarezerwowałam bilety na Fedrę, marzę, żeby obejrzeć Turandot, ale niestety - akurat w piątek nie będę mogła. Ale kto da radę - polecam najmocniej, myślę, że to będzie coś bardzo, bardzo dobrego.<br />
<br />
No, i żeby nie było za ciężko i nazbyt intelektualnie - polecam piosenki, których słucham wraz z nadejściem pięknej pogody i które do niej niesamowicie pasują.<br />
Justin, och, Justin... Jesteś super!<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe allowfullscreen='allowfullscreen' webkitallowfullscreen='webkitallowfullscreen' mozallowfullscreen='mozallowfullscreen' width='320' height='266' src='https://www.youtube.com/embed/NXtEnURrlBY?feature=player_embedded' frameborder='0'></iframe></div>
<br />
<br />
Daft Punk lubię nie mniej, a jeszcze w duecie z Pharrelem - to się nie mogło nie udać!<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe allowfullscreen='allowfullscreen' webkitallowfullscreen='webkitallowfullscreen' mozallowfullscreen='mozallowfullscreen' width='320' height='266' src='https://www.youtube.com/embed/5NV6Rdv1a3I?feature=player_embedded' frameborder='0'></iframe></div>
<br />
<br />
Zauważyłam też coś ciekawego na blogach. Te zakątki w sieci, które kiedyś bardzo lubiłam, przestają powoli być odważnym, mądrym czy ironicznym komentarzem rzeczywistości, a stają się wykładnią światopoglądową - ja robię coś tak, ja myślę o czymś tak, moje zachowanie jest takie, mam do czegoś stosunek taki. Zamiast komentować rzeczywistość stają się manifestem poglądów. Kto co lubi, ale mnie to strasznie drażni. Czyżby wracały czasy pamiętniczków internetowych, budujących ego nastolatek? Każdy blog to swoista planeta "ja", ale fajnie, jeżeli ta planeta nie jest czarną dziurą pochłaniającą wszystko wokół. MariaMargarynahttp://www.blogger.com/profile/14475812516203316666noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3113808699696459857.post-62294966361815375492013-03-24T16:47:00.001+01:002013-03-24T16:47:24.646+01:00Kobieta na skraju załamania nerwowego <br />
<div style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;">
<img height="200" id="irc_mi" src="https://encrypted-tbn2.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcSqAjwX8-08OqoLfmvCMQPvUULcRuhkgNVhuQ2p9vOCWPc5oxQN" style="margin-top: 0px;" width="320" /></div>
<br />
Czasami jest tak, że coś nas fascynuje, sami nawet nie wiedząc dlaczego. Dokładnie tak mam z serialem <i>Homeland</i>, którego fabuła jest prosta jak budowa cepa: oto po ośmiu latach irackiej niewoli do kraju (oczywiście USA) wraca żołnierz. Agentka CIA, Carrie, jest wobec niego niezwykle nieufna, podejrzewając, że przeszedł na stronę wroga. Niby prosto, a naprawdę zupełnie inaczej. Przede wszystkim nie jest to serial, jak by można podejrzewać, sensacyjny, ale psychologiczny. Wszystko, co najważniejsze, rozgrywa się w głowach bohaterów - żołnierza Nicolasa, czy tropiącej go Carrie. Smaczku dodaje fakt, że Carrie cierpi na zaburzenia psychiczne i do pewnego momentu nie wiadomo, czy przypadkiem teorie spiskowe nie są wytworem jej wyobraźni. Jej relacja z Brody'm jest również przedziwna, nie do końca dla widzów zrozumiała, ale wiarygodna.<br />
Akcja serialu, wbrew kolejnym pozorom, dzieje się niespiesznie, raz na kilka odcinków tylko serwując widzom pościgi czy strzelanki. Ale to moim zdaniem przemawia tylko na plus, jesteśmy w stanie naprawdę bardzo dokładnie poznać bohaterów, niektórych polubić, niektórych znielubić.<br />
Kolejnym i największym w sumie plusem jest obsada - a zwłaszcza Claire Danes w roli Carrie.Jej postać jest naprawdę bardzo trudna, niejednoznaczna, ale aktorka radzi sobie świetnie - widz może nie zawsze ją rozumie, ale bardzo kibicuje i wierzy jej intuicji. Świetnie wypadają też inni aktorzy. <br />
Ogólnie, z tej krótkiej notki wynika tylko tyle - jeżeli ktoś ma ochotę na tego typu rozrywkę, polecam, jest to może kotlet ogrzany, bo tematy szpiegowskie nie są niczym nowym, ale odgrzany na nowo, ze szczyptą, powiedzmy, egzotycznej przyprawy - wychodzi dziwnie, ale bardzo smacznie. MariaMargarynahttp://www.blogger.com/profile/14475812516203316666noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3113808699696459857.post-9129838769201591312013-03-09T16:21:00.001+01:002013-03-09T16:35:48.401+01:00Rozporkowo-gastryczne problemy Teodora SzackiegoO ile <i>Ziarno prawdy</i> było kryminałem po prostu świetnym, <i>Uwikłanie</i> pozostaje tylko lekko powyżej przeciętnej. Zagadka jest oczywiście skomplikowana i bardzo dokładnie przemyślana, koniec niespodziewany, tło - nieoczywiste (mówię wątkach psychologicznych, rewelacja), ale zdecydowanie nie ma tego czegoś, co ma druga chronologicznie książka z Teodorem Szackim. Przede wszystkim sam bohater, tak intrygujący, staje się momentami maksymalnie irytujący, bo jego rozważania w stylu - jestem człowiekiem przed czterdziestką i muszę wyciupciać młodą dupcię (sorry za słownictwo, ale jakoś tak mi się to kojarzy) są naprawdę kiepskie. Jakoś nie jest już (biorąc pod uwagę drugą część - jeszcze) tym intrygującym gościem, którego - co pisałam dwa dni temu - nie sposób nie lubić. Teodora Szackiego sposób nie lubić, zdecydowanie.<br />
Po zakończeniu całości mam wrażenie, że Szacki cały czas (i znowu przepraszam co wrażliwszych) bekał (a to odbiło mu się żółcią, a to mało co nie wyrzygał się, a to właśnie się wyrzygał). Pani Szacki, Rapacholin pan weź, czy co?<br />
No i ogólnie te rozważania o romansie... Niby ta dziewczyna mu się podoba, a jednak nie, niby chciałby, ale nie chce, niby ma wyrzuty sumienia, ale nie ma żadnych... <br />
<br />
Znaczy proszę mnie źle nie zrozumieć - <i>Uwikłanie</i> to naprawdę sprawny kryminał i gdybym przeczytała je przed <i>Ziarnem prawdy</i>, to zapewne byłabym zachwycona, ale druga książka z serii naprawdę bardzo podwyższa poprzeczkę samemu autorowi, dlatego - czekam na więcej, bo Zygmunt Miłoszewski pisać i wymyślać niebanalne historie potrafi. <br />
<br />
I jeszcze jedno - ciężko napisać czy opowiedzieć w jakikolwiek inny sposób (artykułem czy filmem) coś o mrocznych wątkach PRL, tak, żeby to się widzowi/czytelnikowi, że tak sprawę ujmę, nie odbiło żółcią. A jednak tutaj Miłoszewski takie wątki przemyca i nie dość, że robi to w sposób niby ograny, a jednak bardzo świeży i dosadny, to naprawdę otwiera oczy takim ignorantom jak ja, którzy już nie mogą słuchać o układzie, solidarności, Bolku, teczkach i te pe. Także naprawdę, polecam, jest sprawna rzecz, ale już nie 10/10 w kryminalnych notach, a 6.5/10. No, nawet 7. MariaMargarynahttp://www.blogger.com/profile/14475812516203316666noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3113808699696459857.post-64914972760276015952013-03-07T15:03:00.002+01:002013-03-07T15:05:08.399+01:00Idealny dzień na mroczną podróż do Sandomierza<br />
<div style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;">
<img height="320" id="irc_mi" src="https://encrypted-tbn3.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcQP3HTAMGx1nJDGn_jtJbC1jCCt4IK0zIdVLWr7XCyNNl5bVCwTAQ" style="margin-top: 0px;" width="201" /></div>
Ten tytułowy idealny dzień jest dzisiaj. Za oknem zimno, pada, wieje, kot i pies śpią koło mnie, a ja odpływam w świetnej lekturze. Nie wybrałam czegoś spektakularnie ambitnego, po ostatnim miesiącu, hardkorowo dla mnie stresującym, potrzebowałam intelektualnego odpoczynku. I znalazłam, w lekturze Zygmunta Miłoszewskiego <i>Ziarno prawdy</i>. Najpierw książkę przeczytał mój Tato, rasowy fan kryminałów i ogólnie literatury sensacyjnej, który na byle co nabrać się nie da i skoro on bardzo polecał - to dla mnie coś znaczy.<br />
<br />
<br />
Wiele rzeczy jest w tej książce świetnych. Mianowicie:<br />
<br />
1. Bohater. Teodora Szackiego po prostu nie da się nie lubić. Jest przystojny, niesamowicie bystry, sprawia wrażenie chłodnego cynika, ale tak to po prostu wrażliwy gość. Świetnie się ubiera i ... jest znakomitym obserwatorem. Chyba pierwszy raz bohater literacki dał mi do myślenia - czy naprawdę mężczyźni tak analizują kobiety, każdą uważając za obiekt zainteresowania? Jest bardzo inteligentny, błyskotliwy - z jednej strony ideał, ale z drugiej - facet z krwi i kości, targany wątpliwościami, popełniający strasznie głupie błędy.<br />
<br />
2. Zagadka. Wyjątkowo mroczna, nawiązująca do legendy o krwi, intryguje i przeraża. Jest poprowadzona po mistrzowsku. Z jednej strony - bardzo zagmatwana, zataczająca szeroki krąg poszukiwań, ale z ograniczoną liczbą podejrzanych. Oczywiście wszystko na końcu przewraca się do góry nogami, nic nie jest takie jak się wydaje i czytelnik jest zdumiony świetnym pomysłem autora. Tylko tyle i aż tyle. <br />
<br />
3. Sandomierz. Widać, czuć, a nawet słychać z szelestu kartek (no dobra, przesadziłam:P ) , że autor jest szczerze zakochany w tym mieście i to zdecydowanie udziela się czytelnikowi. Sandomierz, w którym na szczęście miałam okazję kilka razy być, bo mogłam sobie jakoś przypomnieć niektóre miejsca, jest odmalowany przepięknie, ale bez dłużyzn i nudy. Można się w tym literackim mieście zakochać i chcieć tam być.<br />
<br />
4. Atmosfera i koloryt lokalny. To, że akcja dzieje się w małym miasteczku, ma znamienne konsekwencje dla fabuły - wszyscy się znają, wszystko o sobie wiedzą, ale atmosfera bywa klaustrofobiczna, działa moc plotki, przesądów i legend, dawne rany łatwo zdrapać. Autor nie pisze o prostych sprawach, ogólna konkluzja jest bardzo, bardzo smutna, przejmująca i dająca sporo do myślenia na temat stosunków polsko-żydowskich. <br />
<br />
5. Autor. Gdzie jest linia pomiędzy narratorem a autorem - nie będę się tym zajmować, bo mam już dość na razie teoretycznoliterackich rozważań (tudzież bełkotu). W każdym razie autor potrafi napisać rasowy kryminał, z budowaniem świetnego napięcia, niesamowitej (dosłownie, pojawiają się wstawki mrożące krew w żyłach) atmosfery, ale ma też świetne poczucie humoru - najbardziej przypadły mi do gustu wstawki o imieniu Zygmunt - widział kto młodego człowieka o imieniu Zygmunt? Nie! Każdy myśli tylko o starych dziadkach. Musiał mieć autor problem w przedszkolu i szkole:) Podobał mi się też wstawka o płycie Nosowskiej, interpretującej teksty Osieckiej - zgadzam się z opinią. Takich wstawek jest oczywiście więcej.<br />
<br />
Są w książce malutkie błędziki, czasami nie mogłam się połapać o kim mowa, albo brakowało mi komentarza do wydarzeń, ale ogólnie w kategorii kryminału zasługuje <i>Ziarno prawdy</i> na najwyższą liczbę punktów. Świetnie się czyta.<br />
Ale mam też dygresję.<br />
Przez większość czasu spędzonego nad lekturą miałam włączoną na play liście najnowszą płytę Nick'a Cave'a & The Bad Seeds <i>Push the sky away</i> i jest to najpiękniejsza płyta, jakiej ostatnio słuchałam i , przyznaję bez bicia, wyciska mi łzy. Rewelacja, a przy czytaniu tej książki - związek idealny, mroczny, smutny, nieco depresyjny. <br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe allowfullscreen='allowfullscreen' webkitallowfullscreen='webkitallowfullscreen' mozallowfullscreen='mozallowfullscreen' width='320' height='266' src='https://www.youtube.com/embed/tjF57zEbxpI?feature=player_embedded' frameborder='0'></iframe></div>
<br />MariaMargarynahttp://www.blogger.com/profile/14475812516203316666noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3113808699696459857.post-83264141452414901672013-02-22T17:12:00.004+01:002013-02-22T17:12:47.386+01:00Biegniemy do księgarni!Ogłaszam wszem i wobec wszystkim książkoholikom, że w Weltbildzie jest wyprzedaż książek<br />
<br />
<b> MINUS 75 % !!! </b><br />
<br />
I ja dzisiaj w zawrotnej kwocie około 17 zł kupiłam <i>Miłosza</i> A. Franaszka, o której przeczytaniu marzyłam od momentu jej wydania, czyli dawna. Biegniemy, bo promo trwa do niedzieli, a klienci wychodzą ze stosami książek, więc pewnie w ostatnim dniu zostanie tylko <i>Kurs szydełkowania dla zaawansowanych</i>:) MariaMargarynahttp://www.blogger.com/profile/14475812516203316666noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3113808699696459857.post-50056989665067912812013-02-12T17:14:00.001+01:002013-02-12T17:14:18.067+01:00Chytruski zacierają ręce czyli łupy z wyprzedaży Na wyprzedażach można szaleć nie tylko odzieżowo, ale także
książkowo. Obłowiłam się przez ostatnie miesiące bardzo, chociaż
większość z książek będzie musiała poczekać dopiero na wakacje, to, jak
wiadomo, lepiej mieć niż nie mieć, a najlepiej to mieć za niewielkie
pieniądze:)<br />
Tak więc prezentację czas zacząć:<br />
<br />
<b>1.</b> <i>Piaskowa góra, Chmurdalia, Ciemno, prawie noc</i>, Joanna Bator<br />
<br />
Odkąd
sięgnęłam po prozę Joanny Bator nie wyobrażam sobie bez niej mojej
czytelniczej egzystencji. Uważam, że to najlepsza polska pisarka, która
zostawia daleko w tyle konkurencję. Za każdym razem, gdy czytam te
powieści, odkrywam coś nowego, wcześniej niezauważonego. Nie były w
jakiś hitowych promocjach, kupiłam je, gdy w Matrasie była obniżka -25%
na cały asortyment i to jedna z lepszych inwestycji, bo to takie
powieści, do których chce się powracać, wciąż i na nowo.<br />
<br />
<br />
Poniższe
pozycje kupiłam w księgarniach Weltbild, w których mają teraz
rewelacyjne promocje na książki i bibeloty. Polecam zajrzeć. <br />
<br />
<br />
<b>2</b>. <i>Trzy kobiety w dobie ciemności</i>, Sylvie Courtine-Denamy <br />
<br />
Opowieść
o Hannie Arendt, Simone Weil i Edith Stein - ich losach od dzieciństwa,
po tytułową dobę ciemności. Rzecz, którą czyta się wolno, ale do której
chce się wracać. Świadectwo życia trzech wybitnych kobiet, wybitnych
umysłów i osobowości. Cena: 20 zł. <br />
<br />
<b>3.</b> <i>Chłopiec z sąsiedztwa</i>, Irene Sabatini <br />
<br />
Powieść polecana przez blogerów, kupiona przeze mnie przez ciekawość. Cena: 20 zł. <br />
<br />
<b>4</b>. <i>Cyrk nocy, </i>Erin Morgenstern<i> </i><br />
<br />
Jak wyżej. Cena: Około 20 zł, nie pamiętam już <br />
<br />
<b>5.</b> <i>Artur & George,</i> Julian Barnes<br />
<br />
To będzie moja pierwsza przygoda z prozą Barnes'a, jestem bardzo ciekawa. Cena: 7.90 zł<br />
<br />
<b>6</b>. <i>Cięcia</i>, Dawid Kornaga<br />
<br />
Kupiona
wręcz prawie za darmo, zawsze z ciekawością podchodzę do młodej,
polskiej prozy, ale częściej się wprowadza mnie w stan konsternacji,
niż zachwytów, zobaczymy jak będzie tym razem. Cena: Jakieś grosze,
dosłownie<br />
<br />
<b>7</b>. <i>Skandal? Sztuka!</i> Ute Schueler, Rita E. Taeuber<br />
<br />
Przepięknie wydany album za 10 zł. Grzech nie brać. <br />
<br />
<b>8</b>. <i>Cichociemni. Elita polskiej dywersji. </i>Kacper Śledziński. <br />
<br />
Kupił
ją sobie mój Mąż, który bardzo lubi tego typu literaturę. Przepięknie
wydana książka za 20 zł. Rewelacyjna propozycja na prezent. <br />
<br />
<b>9.</b> <i>Wielcy zdrajcy od Piastów po PRL.</i> Sławomir Koper<br />
<br />
Naprawdę
świetna cena, książka obfituje w anegdoty i mnóstwo nieznanych faktów.
Koper pisze bardzo ciekawie, miejscami nieco łopatologicznie, ale czyta
się to jednym tchem. Cena: 20 zł<br />
<br />
A w planach mam:<br />
<br />
Andrzej Franaszek, <i>Miłosz </i><br />
Moja wymarzona książka, czekam na taniość.<br />
<br />
Anna Bikont, Joanna Szczęsna, <i>Pamiątkowe rupiecie. Biografia Wisławy Szymborskiej. </i><br />
Dla miłośnika poezji Wisławy Szymborskiej pozycja obowiązkowa. <br />
<br />
Uwielbiam kupować książki, uwielbiam patrzeć na nie na regale, ale przede wszystkim i po prostu - uwielbiam je czytać. Słyszałam już nieraz, że książki świetnie służą jako mebel, bardzo ładnie wyglądają w salonie. Tak, na pewno. Dla mnie one są trochę czymś żywym, bardzo się do nich przywiązuję i nie lubię oddawać, jakaś koleżanka powiedziała mi kiedyś, że jeżeli mam dużo książek, to mogę je oddać do biblioteki. Od razu w myślach zagrzmiał bunt - co? moje książki? Na pewno nie!<br />
Przy tych krótkich dywagacjach polecam notkę autorki miastaksiążek o własnej biblioteczce:<br />
<br />
http://miastoksiazek.blox.pl/2013/02/Wlasna-biblioteka.htmlMariaMargarynahttp://www.blogger.com/profile/14475812516203316666noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3113808699696459857.post-813617391678413922013-02-11T09:07:00.000+01:002013-02-11T09:07:07.289+01:00Obrazy z innego świata Są takie filmy, które siedzą w głowie. Wczoraj obejrzałam "Wiedźmę wojny" i powiem szczerze, że ten film zdecydowanie taki będzie. Główna bohaterka ma 14 lat, kanwą narracji jest opowieść, którą snuje swojemu dziecku, niedługo przed narodzeniem. Akcja dzieje się w Sudanie, rozpoczyna ją porwanie dziewczyny przez rebeliantów, zmuszających ją do zabicia rodziców. Bo wojna dzieli ludzi bardzo prosto - na zmuszających i zmuszanych. Zmuszane do wojny są dzieci, które z karabinem w ręku wyglądają wręcz groteskowo. Zaszyci w dżungli służą jako mięso armatnie, pierwsza linia frontu. Główna bohaterka widzi jednak duchy zmarłych, które w porę ostrzegają ją przed niebezpieczeństwem. Jeżeli jednak Czytelnik spodziewa się jakiegoś horroru, albo chociażby klimatu z dreszczykiem - srogo się zawiedzie. Ten film jest bowiem bardzo naturalistyczny, w pewnym sensie ogląda się go jak dokument. Stawia wiele pytań, chyba bez odpowiedzi. Najlepsze z pytań - o co jest ta wojna? Oglądając wiadomości ze świata możemy się tego domyślić, ale obraz niczego nie rozstrzyga i moim zdaniem jest to genialne posunięcie - powody wojny dzieci omijają, dla walczących chyba nawet one nie są istotne, gdzieś przepadają po drodze, czyniąc z rebeliantów karykaturalne postaci z karabinem.<br />
<br />
Jest to mocna rzecz, która pozbawia nadziei, ale jednocześnie jej dostarcza. W świecie wszechobecnej krzywdy jest miejsce na takie wartości jak miłość i bezinteresowność. Ale rzeczywiście, wartości tych trzeba szukać bardzo głęboko.<br />
<br />
Polecam, takie kino wstrząsa, wytrąca z letargu, każe spojrzeć światu na inne niż zachodnie modele życia i inne niż zachodnie problemy. Nie jest jednak publicystyczny, to pasjonująca historia młodej dziewczyny, bardzo przekonująco zagrana, przepięknie zmontowana - zdjęcia są po prostu świetne. Nic dodać, nic ująć i przyjąć lekcję - częściej włączać Ale kino!. MariaMargarynahttp://www.blogger.com/profile/14475812516203316666noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3113808699696459857.post-69394477155880320642013-01-25T21:49:00.000+01:002013-01-25T21:49:24.645+01:00Jak przeżyć sesję na drugim bieguDrugi kierunek studiów uświadomił mi między innymi, że studia to ostatni czas szczenięctwa. Jakkolwiek banalnie to brzmi, taka jest prawda. Mój poprzedni kierunek przejechałam na piątym emocjonalnie biegu - każdy z egzaminów przypłaciłam wielkim stresem, nieprzespaną nocą (a nawet kilkoma), ściskiem w żołądku itp. Filozofia przynosi mi nieporównywalnie więcej frajdy, bo widzę, że nie ma się co tak spinać. Nie mam złudzeń - papierek magistra filozofii do niczego mi się nie przyda, robię to tylko i wyłącznie dla siebie. Dlatego podchodzę do tego dużo bardziej na ludzie, zamiast na ocenach skupiając się na relacjach, ludziach, i - przede wszystkim - lekturach, pasjonujących, zupełnie innych niż literaturoznawcze.<br />
<br />
Polecam wszystkim studentom, którzy tak jak ja się spinali (bo nie mówię o balangowiczach, oni to wiedzą od dawna) - wyluzujcie. To naprawdę niesamowity okres i wyjątkowa, intelektualna przygoda. Piąty emocjonalny bieg jest wręcz niestosowny. Teraz każdy przedmiot wydaje mi się przygodą, każda praca - nawet ewidentnie pisana na "odwal się, doktorku" - eksperymentem formalnym, każdy egzamin - fascynującym sprawdzianem z wiedzy przede wszystkim o sobie samym, ale też - możliwość obcowania z autorytetem. Przecież egzaminator nie jest jakimś leszczem, kimś bez znaczenia - ile będziemy mieć okazji, żeby porozmawiać z kimś niesamowicie interesującym, kto poświęci tylko nam kilka/kilkanaście minut? I naprawdę, z perspektywy czasu, KOMPLETNIE NIE WIERZĘ W EGZAMINATORÓW, KTÓRZY CHCĄ KOGOŚ ULAĆ. Tak, słyszymy takie historie, ale to baaardzo sporadyczne przypadki, wyjątki. A studenci, którzy twierdzą, że powiedzieli wszystko, co było na temat i dostali dwa, najczęściej po prostu powiedzieli wszystko, co wiedzieli - na dwa.<br />
<br />
Ten post to moja osobista afirmacja czasu studenckiego. Dopiero teraz sprawia mi to frajdę, staje się przygodą, uważam, że każdy przedmiot jest ważny.<br />
<br />
Nie ma co wrzucać na emocjonalną piątkę, wystarczy drugi bieg i odrobina zadowolenia, że miejsce, w którym jestem, jest odpowiednim miejscem. To powiedziałam ja, Maria Margaryna, i wznoszę toast za studentów, i za sesję - cheers! pamiętajcie - każdy moment tego okresu będziecie rozpamiętywać przez resztę lat i opowiadać dzieciom! MariaMargarynahttp://www.blogger.com/profile/14475812516203316666noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3113808699696459857.post-70169116094603893902013-01-03T12:38:00.005+01:002013-01-03T14:26:25.313+01:00Mroczna baśń zwana życiem. <br />
<div style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;">
<img height="320" id="il_fi" src="http://zwierciadlo.pl/wp-content/uploads/2012/09/Zona-tygrysa_Tea-Obreht.jpg" style="padding-bottom: 8px; padding-right: 8px; padding-top: 8px;" width="201" /></div>
<br />
Książka, o której będę dzisiaj pisać wywołała bardzo dużą przychylność wielu blogerów, dlatego też znalazła się na mojej czytelniczej liście. Mowa o <i>Żonie tygrysa</i> autorstwa Tei Obreht.<br />
<br />
<br />
Nie jest to powieść, którą ledwo się zaczyna, a już kończy, gdzie strony mijają lawinowo. Wchodzi się do niej powoli, lecz później rzeczywiście wykreowany świat hipnotyzuje, uwodzi, nie każde się oderwać.<br />
Nie będę zdradzać fabuły, z resztą nie jest ona najważniejsza. Wydaje mi się, że autorka pragnęła ukazać świat, którego już dawno nie ma, a także tragiczne losy swojego kraju i ludzi w nim mieszkających pokrzywdzonych przez wojnę. <i>Żona tygrysa</i> to powieść naprawdę wyjątkowa, nieco mroczna, ale jednak dająca nadzieję. Wydawca na okładce pisze, że ta książka spodoba się każdemu, kto w dzieciństwie czytał bajki. I rzeczywiście, wydawca nie kłamał, ale moim zdaniem nieprecyzyjnie się wyraził, bo nie bajki, a baśnie. Najważniejsze jest to, co poza słowem, a co ciężko nazwać - klimat tej powieści, przesyconej magią, miłością i śmiercią.<br />
<br />
Czytając <i>Żonę tygrysa</i> przychodziły mi na myśl pewne podobieństwa do powieści Olgi Tokarczuk <i>Prawiek i inne czasy</i> - scalanie przez obie autorki przeszłości, teraźniejszości i przyszłości, ukazywanie magicznej strony życia, fascynacja tym, co już było i odeszło bezpowrotnie, a także dopuszczanie wielu bohaterów do głosu, ukazanie, że każda narracja jest warta uwagi i wysłuchania, że każdy bohater i każda historia są ważne.<br />
<br />
Bardzo gorąco polecam <i>Żonę tygrysa</i>, piękna książka. <br />
Uwagą na marginesie będzie obraz wojny, która jest absurdalna, ludzie wobec niej - mali, przerażeni, kompletnie zdezorientowani. Taki obraz wojny, bezsensownej, wydaje mi się obrazem najbardziej realistycznym. <br />
<br />
No i dygresja na koniec - z tą książką żegnam się na razie z fabułą. Niestety, styczeń, więc sesja, bardzo dużo nauki w kolejnych miesiącach. Czeka na mnie cały stosik książek, min. <i>Trzy kobiety w dobie ciemności, 81:1. Opowieści z Wysp Owczych, Amatorki</i>), ale chyba będę czytać tylko kilka stron dziennie, chlip chlip. Trzeba być poważnym badaczem, a nie nałogowym czytelnikiem - wmawiam sobie taką bezsensowną maksymę. Na szczęście <i>Żona tygrysa</i> była świetnym zakończeniem grudnia, najlepszego miesiąca czytelniczego w mojej karierze czytelnika. MariaMargarynahttp://www.blogger.com/profile/14475812516203316666noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3113808699696459857.post-13803175127388241452012-12-28T22:07:00.000+01:002012-12-28T22:07:04.506+01:00Grafomański lans, literacka prostutucjaWłaściwie nie ma się nad czym rozwodzić i rozpisywać. Z wielkiej ciekawości sięgnęłam po książkę Limonova, którego literacką biografię autorstwa Emanuela Carrere prezentowałam na blogu. Padło na <i>To ja, Ediczka</i>, co okazało się kompletnym literackim fiaskiem. Autor jest skandalistą przez małe "s", szokuje na siłę i - co zdecydowanie najgorsze - robi to w okropny literacko sposób. Fabuła toczy się wokół pobytu Limonova w Stanach, jego nędzy, wzlotów i upadków. Wulgarna, obsceniczna, a do tego kompletnie nieinteresująca.<br />
<br />
Naprawdę nie mam nic przeciwko scenom erotycznym w literaturze, nawet w wersji hard, ale niech to czemuś służy, niech to coś ukaże - nawet, jeżeli (jak w przypadku prozy Houellebecqa) będzie to diagnoza demaskująca relacje międzyludzkie, ukazująca, ich beznadziejność i rozpaczliwość. Ale opisy "wkładania twardej pały w dupę Murzyna i ruchania go do rana" naprawdę nie są szczególnie ekscytujące. No, chyba, że z wypiekami na twarzy czyta się coś w stylu "Pięćdziesiąt twarzy Greya" i chce się nastawić literackie opisy na wersję hard, wtedy proszę bardzo. <br />
<br />
Biografię autorstwa Emanuela Carrere polecam jak najbardziej, bo ukazuje tak niejednoznaczną postać jak Limonov z wielu płaszczyzn, bez taryfy ulgowej i brązowienia, jednakże wyżej wymienioną powieść radzę omijać z daleka. MariaMargarynahttp://www.blogger.com/profile/14475812516203316666noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3113808699696459857.post-9803040871962404472012-12-27T11:31:00.000+01:002012-12-27T11:31:59.763+01:00Filmowy pakiet nieidealny Jako, że święta to najlepszy czas na lenistwo, oglądaliśmy z Mężem cały dzień filmy, z czego relacja poniżej.<br />
<br />
<b>Igrzyska śmierci </b><br />
<br />
Hm. Sama nie wiem co o tym filmie sądzić. Włączyliśmy go, ponieważ Małżon miał ochotę na jakąś przygodówkę, a ja poszuałam czegoś, co ma w miarę dobre recenzje i... oboje się troszkę zawiedliśmy. Znaczy sam obraz nie jest zły, ale kompletnie nie mogłam uwierzyć w serwowaną sytuację - że niby istnieje państwo, w którym co roku organizuje się igrzyska, gdzie młodzi ludzie mają się wybijać nawzajem????? Jest to tak absurdalne, że przesłaniało całą ewentualną przyjemność z oglądania typowych "przygodówek, siekaczy mózgu" - ten film był bowiem w pewnym sensie dramatem, tragiczną historią młodych ludzi. Pod tym kątem naprawdę mnie przejął - ale i to tylko połowicznie. Trwa grubo ponad dwie godziny, a jest... miałki, nudny, bezjajeczny. Nie powiem, żeby to były całkiem stracone dwie godziny, ale ani to rozrywka, ani dobrze skonstruowany dramat. Jedyne, co mi się naprawdę podobało, to główna bohaterka - Jennifer Lawrence jest po prostu świetna, bardzo wiarygodna. Zwłaszcza jej relacje z jej przyjacielem/chłopakiem - czy naprawdę coś do niego czuła, czy to była tylko gra? Bardzo dobrze przedstawiona postać, ale ogólnie filmu nie polecam - za długi, przegadany, a mimo to - miałki.<br />
<br />
<b>Skóra, w której żyję </b><br />
<br />
Z kinem Almodovara mam taki problem, że nie wywołuje ono we mnie żadnych emocji. Ponoć tego reżysera albo się kocha, albo nienawidzi. Mnie przez to jego twórczość wciąga w odmęty kompleksów, bo nie widzę w niej niczego nadzwyczajnego, odwołań, aluzji - może jestem za głupia? (Dlatego właśnie skłaniam się ku temu, żeby filmy Almodovara jednak nienawidzić - a co, jeżeli jestem na nie za głupia?). W każdym razie "Skórę, w której żyję" potraktowałam jako ekranizację książki "Tarantula", o której pisałam <a href="http://mariamargaryna.blogspot.com/2011/09/kat-ofiara-i-wszystko-pomiedzy.html">tutaj</a>. Na niewielu ponad 120 stornach pisarz potrafił odmalować tak dziwną i niejednoznaczną relację, która wchodzi pod skórę, ryje się w pamięci. Film, niestety, taki nie jest. Zabrakło najważniejszego - intrygującej interakcji pomiędzy głównymi bohaterami, w której zacierają się granice kat-ofiara, gdzie to, co dzieje się pomiędzy jest dużo, dużo bogatsze. Właściwie to postawa głównego bohatera mnie rozczarowała, ale dlaczego, przemilczę, by nie psuć efektu. Jednakże aktorka grająca Verę jest tak śliczna, że chyba dla niej warto obejrzeć ten film. Chociaż, co jest właściwie banałem - książka jest o niebo lepsza. <br />
<br />
<b>Dlaczego nie!</b><br />
<br />
Naprawdę nie lubię się pastwić nad polskim kinem romantyczno-rozrywkowym, ale co zrobić, kiedy nie ma wyjścia? Film "Dlaczego nie" jest naprawdę najgłupszą rzeczą jaka kiedykolwiek została zrobiona, nawet kiedyś omawiana przeze mnie "Randka w ciemno" była lepsza. Np. taki epizod: główna bohaterka, dziewczyna z prowincji, była na rozmowie kwalifikacyjnej w agencji reklamowej, nie dzwonią do niej, więc ona co? Ona chce się spotkać z prezesem, aby sprawę wyjaśnić, ponieważ zaszła pomyłka i muszą ją zatrudnić. Już nawet nie będę dalszych epizodów przytaczać, bo oglądałam z 20 minut tylko, ale to było straszne, przerażające i głęboko żenujące 20 minut. Nie rozumiem, po prostu nie rozumiem jak można coś takiego produkować, czy jest ktoś, kto może powiedzieć, że ten film był dobry? Wiem, że o gustach się nie dyskutuje, ale to prawdziwa sieczka, w dodatku fatalnie zagrana. Masakra.<br />
<br />
<b>Ojciec chrzestny </b><br />
<br />
Na ten film i książkę zostawię sobie miejsce w osobnym wpisie. Powiem tylko jedno - kto nie widział i nie czytał - musi nadrobić. MariaMargarynahttp://www.blogger.com/profile/14475812516203316666noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3113808699696459857.post-90981250086722752482012-12-23T10:39:00.002+01:002012-12-23T10:41:46.545+01:00Film idealny na świętaWiem, wiem, jestem jeszcze w grocie Lascaux, skoro dopiero wczoraj oglądałam "Nietykalnych" i nie ma się czym chwalić, ani czego polecać, bo przecież każdy już oglądał. Ale... to jest naprawdę idealny film, który warto też włączyć naszym Rodzicom. Nie będę wyłuszczać fabuły, każdy przecież wie o co chodzi, ale już dawno tak się nie śmialiśmy z Mężem. Kto jeszcze nie oglądał - koniecznie musi nadrobić, rewelacyjna historia, bardzo dobrze opowiedziana. I naprawdę przepiękna muzyka! <br />
<br />
Jako książkę idealną na święta wybrałam "Ojca chrzestnego" - wstyd nie znać! Jest to jedna z tych książek, które ledwo się zaczyna, a już jest się w połowie. Myślę, że to będzie bardzo dobry wybór pomiędzy sernikami, mięsami, ciastkami z kremami, sałatami i żurami. MariaMargarynahttp://www.blogger.com/profile/14475812516203316666noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-3113808699696459857.post-10853971503548064752012-12-21T23:25:00.000+01:002012-12-21T23:25:16.454+01:00Najlepszy zalążek powieści ever<br />
<div style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;">
<img height="320" id="il_fi" src="http://www.nieznanahistoria.pl/wp-content/uploads/2012/10/marek-swierczek-dybuk-cover-okladka.jpg" style="padding-bottom: 8px; padding-right: 8px; padding-top: 8px;" width="216" /> </div>
<br />
Kiedy kończę książkę po kilku godzinach czytania i zamiast iść spać mam wielką potrzebę podzielenia się wrażeniami, to naprawdę znaczy, że lektura była niezwykła. Mowa o powieści Marka Świerczka "Dybuk", opowieść szalona, brutalna, pełna grozy, ale też niezwykłego poczucia humoru (sarkazmu, w sensie).<br />
<br />
<br />
Fabuła jest dość nieszablonowa, więc opiszę ją tylko w telegraficznym skrócie - rzecz dzieje się w Polsce zaraz po końcu wojny. Pewna barwna trupa, pod przykrywką cyrku, a w zamierzeniu głównym - w celu zabicia pewnego jegomościa, który tak <i>naprawdę</i> jest kimś innym, przemierza wsie, miasta, miasteczka, karczmy, by napotkać na całą paletę barwnych postaci, na uprzedzenia, antysemityzm, głupotę i prostackość, ale też przyzwoitość, bezinteresowność, szczerość i dobroć. <br />
<br />
Tyle o fabule, która pozostawia maksymalny niedosyt. Maksymalny. To, co dzieje się na 266 stronach jest zaledwie zalążkiem książki, jej szkicem. Wiele, a właściwie wszystkie wątki wymagają większego dopowiedzenia. Współczesny czytelnik jest bardzo pazerny, chce wiedzieć wszystko o swoich postaciach, chce mieć wyraziste postaci poboczne. Z tej historii śmiało można nadrobić drugie tyle stron, bez poczucia sztuczności, ma bowiem wszystko, co przykuwające uwagę - świetnego głównego bohatera - chociaż Rem na początku wydaje się dość denerwujący, przy ostatnim zdaniu nie da się go nie lubić; niesamowita galeria jego kompanów, ciekawy wątek romansowy i jeszcze realia Polski powojennej, które aż proszą się o dobrą opowieść.<br />
<br />
Na początku czytania przyszło mi do głowy, że ta opowieść jest niesamowicie filmowa. I pomyliłam się, ale tylko trochę - ta opowieść aż prosi się o ekranizację, ale jako serial. Widzę oczyma wyobraźni ten klimat, niesamowity, brutalny, ale jednak dający nadzieję, naturalistyczny, chociaż z nutą realizmu magicznego. Także jeżeli byłabym jakimś ważniakiem-producentem, to w tej chwili rozmawiałabym z autorem o przeróbce na scenariusz, bo byłaby to rewelacja. W Polsce rozpaczliwie brakuje dobrego serialu, bez lukru i banału, bez dziwacznych realiów i ludzi bez krwi i kości. Taka historia jak "Dybuk" byłaby strzałem w dziesiątkę, bo opowiada fascynującą historię w fascynujący sposób. Czego chcieć więcej? MariaMargarynahttp://www.blogger.com/profile/14475812516203316666noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3113808699696459857.post-69469491235173292122012-12-19T16:31:00.001+01:002012-12-19T16:31:21.683+01:00Kim pan jest, panie Limonow? <br />
<div style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;">
<img height="320" id="il_fi" src="http://www.wydawnictwoliterackie.pl/resources/1/Carrere_Limonow_m.jpg" style="padding-bottom: 8px; padding-right: 8px; padding-top: 8px;" width="197" /></div>
<br />
Właśnie zakończyłam lekturę "Limonowa" Emanuela Carrere i szalenie ciekawa książka. Jest to biografia Eduarda Sawienki, zwanego Limonowem - człowieka, który założył sobie w dzieciństwie, że będzie bohaterem i przez całe swoje życie realizował marzenia.<br />
<br />
Co bardziej uważny czytelnik może zapytać - ale co to znaczy - być bohaterem? Wyciągać ludzi z płonących wieżowców? Jeździć do dzieci w Afryce ze szczepionkami? No - nie takim bohaterem jest Limonow. On wymarzył sobie, że będzie prowadził życie awanturnika, poszukiwacza przygód, życie niebanalne, odważne, ryzykowne. I udało mu się. Nie będę opowiadać o poszczególnych szczeblach jego kariery czy awansu społecznego (jak zwał tak zwał), ale droga, którą przebył jest naprawdę godna scenariusza filmowego.<br />
<br />
W książce uderza mnie kilka rzeczy. Przede wszystkim Eduard nie jest postacią jednoznaczną. To nie jest człowiek bez skazy. Ba - nawet nie wiem do końca, czy go polubiłam, raczej nie - jego ego jest wielkości "jak stąd do księżyca". Ale na pewno nie można mu odmówić niesamowitej pracowitości, niezłomności, determinacji. Fakt, że uważam go za pozera, niczego nie zmienia - założył sobie jaki chce być i po prostu taki był, przez całe swoje życie. Np. bezpośrednio wyraża się na temat ludzi zdolniejszych od siebie, na których miejscu chciałby być - po prostu ich nienawidzi. To bardzo pouczające, nieprawdaż? Jasno i głośno wyrazić swoją zazdrość, a nie bawić się w jakieś wyrzuty sumienia, frustracje czy nerwice. Świat byłby dużo prostszy, gdyby ludzie potrafili uświadamiać sobie swoją zazdrość i dążyć do zniesienia różnic. To taka "dygresja na koniec świata" - jeżeli przeżyję, to mocno ją sobie wezmę do serca.<br />
Limonow cały czas, nieustannie myśli o sobie, mamła się i babrze w swoim <i>ja</i>, mam wrażenie, że przez całe swoje życie nic innego nie robi. Ale udaje mu się, ostatecznie jest tym, kim chce być.<br />
<br />
<br />
Nie wiem, czy jest sens odkrywać więcej kart Limonowa - lektura jest bowiem bardzo warta uwagi, przede wszystkim z innego powodu - to niezwykła podróż do Rosji, przez dzieje jednego człowieka poznajemy ten niezwykle fascynujący kraj i skrawek jego historii. Och, gdyby ktoś znał jakąś ciekawą biografię Putina i mi polecił, to naprawdę z wypiekami na twarzy bym przeczytała! Rosja to jedna z moich fascynacji, startowałam swego czasu na UJ na rosjoznawstwo, ale mnie nie chcieli, czego skrycie żałuję do dziś. <br />
<br />
Skoro jesteśmy przy studiach - dzisiaj jeden wykładowca na zajęciach podzielił się z nami pewną uwagą (którą ja odczytałam trochę jako obelgę, ale bywam przewrażliwiona) - że literaturoznawcy czytają wszystko. Hm. Po sobie widzę, że to prawda, ale nigdy i przenigdy nie uważałam tego za coś negatywnego, ale jeżeli wyrażenie to wziąć na pulpit, to może i tak jest? Jeżeli przekrój zainteresowań jest tak szeroki, że ciężko go zdefiniować, to może nie ma żadnych zainteresowań? Może lepiej ograniczyć swoje lektury tylko do jednego zagadnienia, a być w nim specem, a nie do wszystkiego naraz? Muszę tę sprawę bardzo gruntownie przemyśleć.<br />
<br />
I jeszcze jedna dygresja związana ze studiami filozoficznymi - nie ma najmniejszego sensu studiować tego kierunku, kiedy się w pełni nie jest na niego przygotowanym intelektualnie. Ludzie na roku są naprawdę niesamowicie inteligentni, oczytani, świadomi swojego wyboru, a nie trafiający tylko z chęci posiadania legitymacji studenckiej. Ja się czuję przy nich wielkim leszczem, wpadam w kompleksy i nawet boję się odezwać. Ale to wielka przygoda i spore wyzwanie. Takie lektury jak powyższa jasno wskazują, że warto je podejmować, być zuchwałym, bezczelnie wypowiadając na głos nawet największe marzenia. Niby truizm, ale jak dojdzie się do tego samemu - proszę wierzyć - uczucie bezcenne. MariaMargarynahttp://www.blogger.com/profile/14475812516203316666noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3113808699696459857.post-49278467920843479942012-12-16T13:13:00.000+01:002012-12-16T21:01:10.382+01:00Od blogera do milionera Ostatnio przeżywam silny kryzys blogotwórczy. Nie chce mi się nic pisać, nawet nie wiem z jakiego powodu. Ogólnie czas, jaki spędzam przed komputerem jest ograniczony do minimum i jedyne, na co zerkam, to blogi. No właśnie, blogi. Dlaczego nie strony typu culture.pl czy dwutygodnik.com tylko właśnie blogi? I to jeszcze nie tylko te, które lubię i których autorów szanuję, ale regularnie zaglądam na blogi osób, których nie mogę strawić? Myślę, że powód jest taki sam, jak moja słabość do "Mody na sukces" - wiem, że to żenujące, ale przenika mnie dziwna przyjemność w oglądaniu marnej jakości zdjęć czy tekstu.<br />
Jako, że niedługo przyjdzie mi się zmierzyć z tematem blogów z naukowej strony - będę pisać na ten temat pracę zaliczeniową - postanawiam tu i teraz przyjrzeć się polskiej blogosferze<br />
<br />
<b>Od blogera do milionera</b><br />
<br />
Blogerki to gwiazdy. Chyba jest to główny powód zakładania modowych blogów - splendor, chwała i fejm - niektórym udaje się to osiągnąć. Zdaję sobie sprawę, że prowadzenie bloga o modzie nie jest rzeczą prostą - czasami nawet zrobienie dobrych zdjęć wymaga czasu i pewnej energii. Widać to zwłaszcza w beznadziejnych pod względem jakości zdjęć blogaskach. I za tą energię blogerki chcą być wynagradzane, to wydaje się oczywiste. Zakupy, prezenty, bony, a czasami nawet wycieczki - nie jest to niczym nowym. Ale czy status sławnej blogerki jest jednoznaczny? Moim zdaniem nie. Firma X proponuje znanej faszonistce współpracę, na co ona przystaje, czasami zaznaczając reklamę otwarcie, a czasami demonstrując, że po prostu coś poleca z własnej i nieprzymuszonej woli. Jak dla mnie taki produkt traci na wiarygodności i absolutnie nie mam ochoty po niego sięgnąć - blogerka za reklamę wzięła na pewno sporą kasę i guzik ją obchodzi, czy dana prostownica naprawdę jest warta swojej ceny.<br />
<br />
Najlepsze jest jednak coś innego. Zapraszanie blogerek na różne spotkania itp. z których one nawet nie piszą żadnych sprawozdań. Rozumiem ideę firm - chcą rozpropagować markę i wydarzenie, w blogerkach widząc wielki potencjał marketingowy. Ale, na Boga, niech wybierają takie, które przynajmniej włożą trud w zdanie relacji! Jedna z dziewczyn np. otwarcie przyznaje, że pisać o wydarzeniach nie będzie, bo nie umie i nie lubi. Jedyne, co dodaje to zdjęcia. Naprawdę, fest.<br />
<br />
<b>Pała z polskiego</b><br />
<br />
Moim najskromniejszym zdaniem największą bolączką blogerek są ich umiejętności językowe. Większość blogerek modowych posługuje się językiem infantylnym, pisząc notki krótkie, niepoprawne i płytkie. Jakaś swada, żart, ironia - najczęściej nie ma o tym mowy. Ale są też wyjątki: blogerki, które fenomenalnie posługują się piórem (klawiaturą)- venilakostis, szafasztywniary, raspberryandred, styledigger - piszą naprawdę rewelacyjnie, dodają świetne zdjęcia - kwintesencja dobrego bloga.<br />
<br />
<b>Krytyczne oko czuwa </b><br />
<br />
Z prawdziwymi wypiekami na twarzy czytam teksty wystawiające gorzką opinię polskiej blogosferze - niemodnepolki, addicted-tattwa i the-wearability. Piszą teksty, których nie wstydziłaby się niejedna redakcja, kąśliwe, nieraz szydercze, ale szalenie trafne i bardzo potrzebne - boginie mody tracą ten wesoły status, by w krytycznych oczach stać się przewidywalnymi, nudnawymi dziewczynkami, lubiącymi zarówno przebieranki, jak i prezenty. O to właśnie chodzi<br />
<b><br /></b>
<b>Nie samą modą człowiek żyje</b><br />
<br />
Oprócz rozpalających największe emocje blogerek modowych jest cała rzesza innych, nieraz bardziej interesujących miejsc w sieci. Nie wyobrażam sobie np. że mogłabym nie skonfrontować przeczytanej książki z opinią innego blogera (nigdy jeszcze nie zdarzyło mi się, żeby na jakiś tytuł wyszukiwarka milczała - KAŻDĄ książkę czytał jakiś bloger). Oczywiście, i w tym światku panuje hierarchia. Ciekawy post zamieściła ostatnio jedna z najpopularniejszych blogerek o książkach i szeroko pojętej kulturze - kreatywa - że blogerzy oceniają swój gust, niżej traktując blogi, gdzie oceniane są książki dla młodzieży, obok "poważnej" literatury. Zastanawiam się nad tym intensywnie i chociaż autorka jest oburzona na taki proceder, to chyba ja tak mam - chociaż sama jestem wielką fanką kryminałów, o czym piszę często, to jednak nigdy nie napisałabym recenzji jakiejś powieści dla młodzieży o wampirach, jakoś... wstyd by mi było. Nie muszę dbać o bon ton, silić się na kurtuazję, bo nikt mnie nie czyta - więc mogę swoje zdanie wypowiedzieć jasno i wyraźnie.<br />
Mam natomiast swoje wyrocznie literackie wśród blogerów - miastoksiążek i blog Bernadetty Darskiej atoksiazkawlasnie. Znamienne jest, że obie panie są badaczkami literatury, ale na blogach wypowiadają się fachowo, ale przystępnie; profesjonalnie, ale z pasją prawdziwych moli książkowych. Jeżeli autorki polecają jakiś tytuł, nie wyobrażam sobie, że nawet w sporym odstępie czasowym mogłabym nie sięgnąć. Później mam jednak problem z napisaniem recenzji - wiem, że nie jestem w stanie napisać tak dobrej recenzji jak autorki, wszystko, co udaje mi się wykrzesać z siebie jest gorsze i wtórne, więc po co pisać w ogóle?<br />
<br />
<b>Foch osobisty </b><br />
<br />
Ostatnio na prośbę autorki bloga pretensjonalnie wypowiedziałam się o moim kryzysie blogotwórczym, o tym, że każdy chce być czytany, a jeżeli nie jest - nic go nie zmusza do intensywnej pracy, a prowadzenie bloga dla siebie do ściema. W komentarzu jedna z blogerek następująco wypowiedziała się na mój temat:<br />
<br />
<div class="comment-header" id="bc_0_28M" kind="m">
<cite class="user"><a href="http://www.blogger.com/profile/11385034367926679369" rel="nofollow"></a></cite><br /></div>
"Ten post skłonił mnie do rozważań, czemu niektóre blogi zyskują tzw. popularność, a inne pozostają w blogowej niszy.<br />
<br />
Z
ciekawości weszłam na blog mariimargaryny i wydaje mi się, że w tym
konkretnym przypadku mała ilość komentarzy wynika m. in. z faktu, iż
ludzie po prostu z lekka obawiają się dodać tam swój wpis. Autorka
wydaje się być osobą bezkompromisową, bezwzględną i niezwykle surowo
oceniającą otoczenie (np. wpis o jennifer lopez, która ponoć "upadła na
głowę", bo zamiast schować się w mysiej norze i rozpaczać z powodu
"zaawansowanego" wieku, bezczelnie kręci teledyski czy też wpis w
profilu "wróg okropnej poezji"). Mnie osobiście taka postawa odrzuca i
skutecznie zniechęca do zostawiania po sobie jakiegokolwiek śladu. Być
może inni odbiorcy mają podobne odczucia wobec bloga mariimargaryny i
stąd wynika ten brak komentarzy. Oczywiście to tylko moja opinia, być
może mylna. Gdybam tylko.<br />
<br />
(...) "<br />
<br />
Gdyby nie to, że przeczytałam ten komentarz jakiś tydzień po zajściu, to miałabym konkretną sprzeczkę z autorką - bardzo mnie zdenerwowała i nawet trochę obraziła, zwłaszcza późniejszym komentarzem: <br />
<br />
<span id="bc_0_28b+seedh1NmD" kind="d">"To prawda, że konsekwencją
pisania krytycznego nie zawsze jest zniechęcenie czytelników. Jednak
krytycznie też można pisać w różny sposób. Np. niemodne Polki, z tego co
zdążyłam zauważyć, wprawdzie piszą krytycznie, ale w taki sposób, że
nikogo nie poniżają, nie opluwają, jedynie przedstawiają świat modowych
blogerek z dystansem, lekkim przymrużeniem oka, humorem, to taka trochę
satyra na blogi modowe. Nie ma tu mowy o uwłaczaniu czyjejś godności, to
potraktowanie określonego tematu w sposób żartobliwy. Nie ma tu takiej
postawy, że ten czy tamten upadł na głowę, bo w tym czy tamtym wieku już
nie wypada, nie ma popisywania się zasobem słownictwa i opisywania
siebie dziwnymi określeniami w stylu "samozwańcza prezeska", jest tylko i
wyłącznie żartobliwe podejście do określonego rodzaju blogów i osób. I
na tym właśnie polega różnica między krytycznym blogiem niemodnepolki a
krytycznym blogiem mariimargaryny. Tak mi się przynajmniej wydaje, być
może się mylę. Jest krytyka i jest krytyka- tak w skrócie można by
podsumować mój wywód". </span><br />
<span id="bc_0_28b+seedh1NmD" kind="d"><br /></span>
<span id="bc_0_28b+seedh1NmD" kind="d">Wydaje mi się, że niemodnepolki, które z resztą strasznie lubię, bo po prostu nie da się ich nie lubić (chyba, że jest się blogerką przez nich wspominaną) są naprawdę dużo bardziej kąśliwe, nieraz po prostu szydercze, nazywając blogerki po imieniu, a jeżeli nie, to i tak wiadomo o kogo chodzi. Nie wiem, czy nazwanie JLo starszą panią, która upadła na głowę bo fika-mika po scenie i robi z siebie szesnastkę jest tak straaaaasznie bolesne dla pani-autorki, jeżeli tak, to przepraszam. I chciałabym zaznaczyć, że nie podaję linka do bloga mojej nowej, miłej koleżanki, nie śledzę jej poetyckich poczynań (czy wspominałam, że jestem wrogiem okropnej poezji?), nie zostawiam śladu pod jej wierszami, w ogóle mam to w nosie, ale nikt nie zabroni skomentować złego zdania na mój temat. Więc może nie jestem aż taka bezkompromisowa i surowa? </span><br />
<span id="bc_0_28b+seedh1NmD" kind="d"><br /></span>
<b><span id="bc_0_28b+seedh1NmD" kind="d">Zamiast podsumowania </span></b><br />
<span id="bc_0_28b+seedh1NmD" kind="d"><br /></span>
<span id="bc_0_28b+seedh1NmD" kind="d">I właśnie dlatego nie chce mi się pisać postów - wszystko, co wymyślę, już gdzieś kiedyś zostało napisane, może nawet lepiej. Po co więc się trudzić, skoro to i tak wtórne przerabianie tego samego? Co komu z tego, że ostatnio oglądałam "Skyfall" i uważam tę część Bonda z jedną z najlepszych w historii, ale nadal liczę, że kiedyś w tę postać wcieli się Clive Owen? Albo że najnowsza część Zmierzchu to sieczka? Albo że jestem w trakcie lektury "Limonov" i uderza mnie w niej wiele rzeczy, ale przede wszystkim parcie autora do sławy, przekonanie o swoim talencie, niezwykła arogancja, ale taka sama determinacja? No dobra, na temat tej książki coś jednak chyba napiszę. </span>MariaMargarynahttp://www.blogger.com/profile/14475812516203316666noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-3113808699696459857.post-38574989227597656812012-12-05T09:05:00.004+01:002012-12-05T09:05:55.185+01:00Ciemno, prawie noc. Nawet w zasadzie nie wiem co napisać.<br />
Wczoraj przeczytałam "Ciemno, prawie noc" Joanny Bator, której po prostu nie mogłam odstawić ani na chwilę, musiałam przeczytać całą naraz. Jest to jedna z najbardziej niezwykłych powieści, jakie kiedykolwiek wpadły mi w ręce, powieść, która nie pozwala jeść, spać, myśleć o czymś innym. <br />
Na razie nie napiszę niczego więcej, bo jest to powieść miażdżąca, która zmieniła moje nastawienie do literatury i chyba nastawienie do życia w ogóle.<br />
<br />
Joannę Bator uważam za najlepszą polską pisarkę, niesamowicie włada piórem, opowiada niesamowite historie, jest wrażliwa, ale potrafi hardkorowo przywalić. Na razie tyle. Jak się ogarnę, to jeszcze do tej powieści tutaj wrócę.<br />
<br />
Bo "Ciemno, prawie noc" to mistrzostwo świata, rzecz, której nie można pominąć. MariaMargarynahttp://www.blogger.com/profile/14475812516203316666noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3113808699696459857.post-30454703171699372652012-11-22T18:15:00.001+01:002012-11-22T18:15:48.406+01:00Ruski świat w wersji polskiej <br />
<div style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;">
<img height="410" id="il_fi" src="http://literazalitera.blox.pl/resource/Piaskowagora_JoannaBatorimages_big239788374145534.jpg" style="padding-bottom: 8px; padding-right: 8px; padding-top: 8px;" width="261" /></div>
<br />
Potrzeba podzielenia się z kimś wrażeniami nad lekturą <i>Piaskowej góry</i> Joanny Bator towarzyszyła mi już po przeczytaniu kilkunastu stron. Potrzeba ta nie stygnie po przeczytaniu (niemalże, co zostało mi jeszcze tych stron kilkanaście) całości.<br />
<br />
Jest to książka przedziwna, która zachwyca i odrzuca jednocześnie. Bohaterami jest rodzina Chmurów - Jadzia, Dominika i Stefan, ich przodkowie, sąsiedzi, ludzie i rzeczywistość wokół której żyją. A jest to rzeczywistość trawiona szarzyzną, rzeczywistość statystyczna, rzeczywistość z kroniki. Akcja rozpoczyna się gdzieś w latach 70., których mamy naprawdę niezwykły obraz - pragnienia ludzi, ich dążenia i nadzieje. Ale też ich pospolitość, zaściankowość, prowincjonalność. Wydaje mi się, że większość bohaterów jest taka "ruska" - w znaczeniu, w jakim słowa "ruski" używała Masłowska - taka tania, niewybredna. złotozębna, prosta, a niekiedy i prostacka.Nawet nazwiska bohaterów są właśnie takie: Chmura, Maślak, Śledź, Pasiak, Mucha. <br />
<br />
Narracja Joanny Bator jest jak rzeka - płynie gładko, ale czasami zbacza w odnóże, czasami rozmywa się gdzieś po drodze. Wątek główny dzieli się na kilka, czy kilkanaście wątków pomniejszych. Poznajemy ludzi, którzy może nie do końca są warci poznania, którzy nie są niesamowici i wyjątkowi, ale powiem najszczerzej - żadna książka ostatnio nie zrobiła na mnie takiego wrażenia, jak <i>Piaskowa góra</i>. Niby nie jest to jakaś nadzwyczajna historia - ot, rodzina, blokowisko, zwyczajne życie. Z jednej strony nie dowiedziałam się z kart powieści niczego nadzwyczajnego, ale z drugiej... to wszystko jest takie magnetyczne, przyciągające, ciężko się oderwać, strony uciekają nie wiadomo kiedy, a na zegarze wskazówka pokazuje drugą w nocy, chociaż przysięglibyśmy, że może być co najwyżej jedenasta. Wielka to zasługa pisarstwa Bator. Wiele, naprawdę wiele można z niego wyciągnąć - chyba Joanna Bator miejscami nawet troszkę szydzi z tej polskiej "ruskości". Widać też, że bardzo pociąga ją "inność" (a w zasadzie Inny) - ten motyw jest fantastycznie wpleciony, ale nienachalny - to właśnie Inny, moim skromnym zdaniem, pełni jedną z ważniejszych funkcji w powieści. Już ani słowa więcej - uzbrójmy się w lektury i odpłyńmy. <br />
<br />
Najgoręcej polecam. To moja pierwsza przygoda z pisarstwem Joanny Bator, ale na pewno nie ostatnia. <br />
<br />MariaMargarynahttp://www.blogger.com/profile/14475812516203316666noreply@blogger.com0