Wczoraj miałam okazję obejrzeć naprawdę dobry, polski film, komedię romantyczną o tytule "Miłość na wybiegu". Obraz ten od początku wydawał mi się bezpretensjonalny i zupełnie inny niż wszystkie filmy z tej kategorii. Widz od początku uczestniczy w tworzeniu się niebanalnych emocji pomiędzy dwójką bohaterów, a to wszystko przy błysku fleszy i "smaczkami" ze świata mody i show biznesu, który przecież każdemu z nas wydaje się taki fascynujący. Postaci tj. Jaga Hupało, Maciej Zień, Karolina Malinowska występujące gościnnie nadają obrazowi autentyczności, a nieprzewidywalny wątek - sporego uroku. Polecam z czystym sumieniem.
HAHAHAHA!! PRIMA APRILIS!!
Rzeczywiście obejrzałam wczoraj ten film, jednak wydawał mi się żartem, nie tak kiepskim co prawda jak moje zdecydowanie ulubione "Nie kłam kochanie" czy "Tylko mnie kochaj" (niestety, tylko tyle komedii romantycznych made in Poland widziałam), ale jednak żartem.
Najpierw minusy. Jest to oczywiście historia przewidywalna jak to, że w maju będzie maj, a w grudniu są święta. Od początku wiadomo, kto jaką rolę w filmie gra- mamy więc: piękną zbuntowaną, która nie chce się podporządkować regułom świata mody. Przystojnego i nonszalanckiego fotografa. Właścicielkę agencji modelek, bezwzględną i wyrachowaną (w założeniach). Starszą mentorkę, która pomaga przejść bohaterce przez życiowe rozterki. Bufona - ciamajdę, postać komiczną. Koleżankę "złej", która pomaga nawiązać intrygę, również postać komiczną. I oczywiście końcowy pocałunek miłości.
Scenariusz jest zupełnie nieudolny. Daruję sobie wszystkie mielizny i schematy, to wiadomo. Ale... współczułam tej złej Marlenie i jakoś nie kibicowałam pięknej Julii. Marlena po prostu zakochała się nie w tym facecie, ale zrobiła wszystko, by go zdobyć - no wątek przecież znany z komedii romantycznych.
Julia natomiast, grana przez Karolinę Gorczycę, którą nota bene bardzo lubię, kompletnie nie zyskała mojej sympatii. Jakiś taki polski "Zbuntowany anioł", ale przewidywalny i bez charakteru.
A teraz plusy, a w zasadzie jeden plus. Marcin Dorociński. Lubię go i już. Ale mam z nim pewien problem - otóż wydaje mi się, że on cały czas... gra jedną rolę. Czy jest Despero, czy gangsterem z "Ogrodu Luizy", czy w "Rewersie", czy w "Boisku bezdomnych" - cały czas to jest jedna rola. Podobny typ faceta, który świetnie wygląda, jest szorstkim wrażliwcem. Mam wielką ochotę w końcu zebrać się w sobie i obejrzeć "Różę" - myślę, że Dorociński mnie tam zaskoczy.
W "Miłości na wybiegu" nie ma za bardzo co grać, ale fajnie wygląda:)
I terminologia. Jak można nazywać komedią romantyczną coś, co kompletnie nie bawi? Bez sensu. Cały film również za wiele go nie ma. Ale miłośników gatunku i tak nie zrażę, a przeciwnicy takich gniotków nie oglądają.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz