czwartek, 7 marca 2013

Idealny dzień na mroczną podróż do Sandomierza


 
Ten tytułowy idealny dzień jest dzisiaj. Za oknem zimno, pada, wieje, kot i pies śpią koło mnie, a ja odpływam w świetnej lekturze. Nie wybrałam czegoś spektakularnie ambitnego, po ostatnim miesiącu, hardkorowo dla mnie stresującym, potrzebowałam intelektualnego odpoczynku. I znalazłam, w lekturze Zygmunta Miłoszewskiego Ziarno prawdy. Najpierw książkę przeczytał mój Tato, rasowy fan kryminałów i ogólnie literatury sensacyjnej, który na byle co nabrać się nie da i skoro on bardzo polecał - to dla mnie coś znaczy.


Wiele rzeczy jest w tej książce świetnych. Mianowicie:

1. Bohater. Teodora Szackiego po prostu nie da się nie lubić. Jest przystojny, niesamowicie bystry, sprawia wrażenie chłodnego cynika, ale tak to po prostu wrażliwy gość. Świetnie się ubiera i ... jest znakomitym obserwatorem. Chyba pierwszy raz bohater literacki dał mi do myślenia - czy naprawdę mężczyźni tak analizują kobiety, każdą uważając za obiekt zainteresowania? Jest bardzo inteligentny, błyskotliwy - z jednej strony ideał, ale z drugiej - facet z krwi i kości, targany wątpliwościami, popełniający strasznie głupie błędy.

2. Zagadka. Wyjątkowo mroczna, nawiązująca do legendy o krwi, intryguje i przeraża. Jest poprowadzona po mistrzowsku. Z jednej strony - bardzo zagmatwana, zataczająca szeroki krąg poszukiwań, ale z ograniczoną liczbą podejrzanych. Oczywiście wszystko na końcu przewraca się do góry nogami, nic nie jest takie jak się wydaje i czytelnik jest zdumiony świetnym pomysłem autora. Tylko tyle i aż tyle.

3. Sandomierz. Widać, czuć, a nawet słychać z szelestu kartek (no dobra, przesadziłam:P ) , że autor jest szczerze zakochany w tym mieście i to zdecydowanie udziela się czytelnikowi. Sandomierz, w którym na szczęście miałam okazję kilka razy być, bo mogłam sobie jakoś przypomnieć niektóre miejsca, jest odmalowany przepięknie, ale bez dłużyzn i nudy. Można się w tym literackim mieście zakochać i chcieć tam być.

4. Atmosfera i koloryt lokalny. To, że akcja dzieje się w małym miasteczku, ma znamienne konsekwencje dla fabuły - wszyscy się znają, wszystko o sobie wiedzą, ale atmosfera bywa klaustrofobiczna, działa moc plotki, przesądów i legend, dawne rany łatwo zdrapać. Autor nie pisze o prostych sprawach, ogólna konkluzja jest bardzo, bardzo smutna, przejmująca i dająca sporo do myślenia na temat stosunków polsko-żydowskich.

5. Autor. Gdzie jest linia pomiędzy narratorem a autorem - nie będę się tym zajmować, bo mam już dość na razie teoretycznoliterackich rozważań (tudzież bełkotu). W każdym razie autor potrafi napisać rasowy kryminał, z budowaniem świetnego napięcia, niesamowitej (dosłownie, pojawiają się wstawki mrożące krew w żyłach) atmosfery, ale ma też świetne poczucie humoru - najbardziej przypadły mi do gustu wstawki o imieniu Zygmunt - widział kto młodego człowieka o imieniu Zygmunt? Nie! Każdy myśli tylko o starych dziadkach. Musiał mieć autor problem w przedszkolu i szkole:) Podobał mi się też wstawka o płycie Nosowskiej, interpretującej teksty Osieckiej - zgadzam się z opinią. Takich wstawek jest oczywiście więcej.

Są w książce malutkie błędziki, czasami nie mogłam się połapać o kim mowa, albo brakowało mi komentarza do wydarzeń, ale ogólnie w kategorii kryminału zasługuje Ziarno prawdy na najwyższą liczbę punktów. Świetnie się czyta.
Ale mam też dygresję.
Przez większość czasu spędzonego nad lekturą miałam włączoną na play liście najnowszą płytę Nick'a Cave'a & The Bad Seeds Push the sky away i jest to najpiękniejsza płyta, jakiej ostatnio słuchałam i , przyznaję bez bicia, wyciska mi łzy. Rewelacja, a przy czytaniu tej książki - związek idealny, mroczny, smutny, nieco depresyjny.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz