sobota, 24 marca 2012

O Emmach i Karolach

Książką, która najbardziej mnie zdenerwowała była Pani Bovary Gustava Flauberta. Żadna inna powieść nie wywołała we mnie tylu emocji, a żadnej innej kobiety tak bardzo nie lubię, jak Emmy Bovary. Gdybym mogła wybrać anty-postać literacką, byłaby nią właśnie ona.

Emma, wychowana w duchu pensjonarskich romansików, poślubia Karola, lekarza. Początkowo jest szczęśliwa, ale szybko okazuje się, że małżeństwo i romansiki niewiele mają wspólnego. Nuda, nuda, nuda. Moje ulubione zdanie z tej książki: "Rozmowa z Karolem była płaska jak płyta chodnikowa". Czy coś takiego, nie pamiętam dokładnie. Emma wikła się w jakieś historyjki miłosne, nie wiadomo, czy z nudy,  z chęci zapełnienia sobie czasu, czy z jakiejś prawdziwej potrzeby miłości.
Oj, zdenerwowała mnie ta książka, a na zajęciach, podczas omawiania, nie bałam się stwierdzeń typu "Emma Bovary to najgłupsza kobieta literatury!".

I właśnie o Emmach Bovary będzie ten post, bo znam ich sporo. Jedne bardziej, inne mniej, jeszcze inne - z tzw. trzeciej ręki czyli plotek. Chodzi mi o kobiety o wielkich ambicjach, które gardzą swoimi mężami. Wyszły za mąż chyba z braku innego zajęcia, z braku innego mężczyzny na horyzoncie, z tzw. presji społecznej - no że to już te lata, że pasuje. I tak międzyczasie się musiały kapnąć, że z mężem w sobotni wieczór to ogląda się filmy na tvnie. Że się z nim nie chodzi do teatru, bo to prostak. Że rodzina jego to buractwo i robactwo. Że jak się wymawia słowo wczasy, to wykształcona, elegancka i dostojna pani domu myśli Egipt (koniecznie Egipt, Turcja opcjonalnie), a jej mąż - Ciechocinek czy Węgorzewo. Gdybym przytoczyła historie, których byłam świadkiem - zapewniam - nikt by mi nie uwierzył. Czytelnik pomyślałby: Ta to ma fantazje! albo "No, ciociu Margaryno, chyba już czas przestać wymyślać takie bajki!". Dlatego dokładne opisy sobie po prostu daruję.

Cywilizowanego człowieka do małżeństwa nic nie zmusza. W założeniach. Kobiety, które mam na myśli, chciały chyba czegoś innego, mężczyzny z innej gliny. Wychowane na komedyjkach romantycznych mają fundament ze słomy i rdzy, podgrzany muzyczką z kiepskiej płyty.

Ten post nie będzie tylko o kobietach, bo męska strona tych relacji jest równie ciekawa. Panowie, których mam na myśli to tzw. zwyczajni faceci. Bywa, że z brzuszkiem, bywa, że z łysinką. Co ciekawe - wszyscy mają dobrą pracę, z przede wszystkim dobrą pensją. Rozpuszczają więc swoje księżniczki, które mogą sobie pozwolić na komfort wybredzania w zawodach. Albo pracują również na dobrze opłacanych stanowiskach, albo siedzą w domu. Mężczyźni ci są z gatunku "grzecznych chłopców" - nie podniosą głosu. Frustracji na zewnątrz nie wylewają. Milczą, by zachować pozory normalności. Resztki rodziny.

Proszę Państwa, żeby nie było - znam mnóstwo fantastycznych par. Kochających się, będących ze sobą z miłości. Ale zjawisko, o którym piszę powyżej, napiętrzało się w doniesieniach. A to przy grillu przez zaciśnięte usta jakaś Ona syknie: "ten to nic nie potrafi porządnie zrobić!" na wiadomość, że jeszcze nierozpalone. A to na pytanie, kiedy obiad: "jak sobie zrobisz, wtedy będzie. ręce ci z dupy chyba nie wyrosły". A to radosne do męża "okna pasuje żebyś umył, już święta niedługo". O ile z rozkosznych domowych pieleszach coś takiego może i przechodzi, to w towarzystwie już mniej...

Nie chodzi mi absolutnie o to, że mężczyźni mają się nie udzielać i nie pomagać w pracach domowych, odpieram ewentualną krytykę. Chodzi mi o znęcanie się i oficjalne upokarzanie mężczyzny. Można pomyśleć: jak facet dupa, to jego problem. No jego, jego. Tylko na wszelki wypadek mierzmy się z postawą Pani Bovary. Warto sobie zadać od czasu do czasu pytanie: Czy Pani Bovary to ja?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz