Drugi kierunek studiów uświadomił mi między innymi, że studia to ostatni czas szczenięctwa. Jakkolwiek banalnie to brzmi, taka jest prawda. Mój poprzedni kierunek przejechałam na piątym emocjonalnie biegu - każdy z egzaminów przypłaciłam wielkim stresem, nieprzespaną nocą (a nawet kilkoma), ściskiem w żołądku itp. Filozofia przynosi mi nieporównywalnie więcej frajdy, bo widzę, że nie ma się co tak spinać. Nie mam złudzeń - papierek magistra filozofii do niczego mi się nie przyda, robię to tylko i wyłącznie dla siebie. Dlatego podchodzę do tego dużo bardziej na ludzie, zamiast na ocenach skupiając się na relacjach, ludziach, i - przede wszystkim - lekturach, pasjonujących, zupełnie innych niż literaturoznawcze.
Polecam wszystkim studentom, którzy tak jak ja się spinali (bo nie mówię o balangowiczach, oni to wiedzą od dawna) - wyluzujcie. To naprawdę niesamowity okres i wyjątkowa, intelektualna przygoda. Piąty emocjonalny bieg jest wręcz niestosowny. Teraz każdy przedmiot wydaje mi się przygodą, każda praca - nawet ewidentnie pisana na "odwal się, doktorku" - eksperymentem formalnym, każdy egzamin - fascynującym sprawdzianem z wiedzy przede wszystkim o sobie samym, ale też - możliwość obcowania z autorytetem. Przecież egzaminator nie jest jakimś leszczem, kimś bez znaczenia - ile będziemy mieć okazji, żeby porozmawiać z kimś niesamowicie interesującym, kto poświęci tylko nam kilka/kilkanaście minut? I naprawdę, z perspektywy czasu, KOMPLETNIE NIE WIERZĘ W EGZAMINATORÓW, KTÓRZY CHCĄ KOGOŚ ULAĆ. Tak, słyszymy takie historie, ale to baaardzo sporadyczne przypadki, wyjątki. A studenci, którzy twierdzą, że powiedzieli wszystko, co było na temat i dostali dwa, najczęściej po prostu powiedzieli wszystko, co wiedzieli - na dwa.
Ten post to moja osobista afirmacja czasu studenckiego. Dopiero teraz sprawia mi to frajdę, staje się przygodą, uważam, że każdy przedmiot jest ważny.
Nie ma co wrzucać na emocjonalną piątkę, wystarczy drugi bieg i odrobina zadowolenia, że miejsce, w którym jestem, jest odpowiednim miejscem. To powiedziałam ja, Maria Margaryna, i wznoszę toast za studentów, i za sesję - cheers! pamiętajcie - każdy moment tego okresu będziecie rozpamiętywać przez resztę lat i opowiadać dzieciom!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz