Wczoraj miałam okazję obejrzeć "Dziewczyny z kalendarza" i jestem zachwycona! Ale po kolei.
Najpierw krótki opis historii - mąż jednej z głównych bohaterek umiera na białaczkę i ostatnie chwile swojego życia spędza w szpitalu, w którym panują opłakane warunki. Załamana i tęskniąca wdowa, wraz ze swoją przyjaciółką, wpadają na pomysł, aby wydać kalendarz, na którym ona i jej koleżanki zostaną sfotografowane podczas wykonywania zwykłych czynności zupełnie nago. Dodajmy, że panie są już po pięćdziesiątce (te najmłodsze), a widok nagości osób w tym wieku w społeczeństwie przesiąkniętym kultem młodości stanowi swoiste tabu.
Teraz czas na refleksje. Najbardziej w filmie podobała mi się pierwsza część - kiedy panie wpadają na ten pomysł, szukają koleżanek, które zechciałyby wziąć w nim udział; gdy już wszystko jest mniej więcej ustalone, fotograf wybrany, należy po prostu ... zrzucić ciuszki! I ten widok nieidealnych ciał, zwisających piersi, zmarszczek jest po prostu cudowny - niby takich kobiet jest tysiące, a w ogóle nie postrzegają siebie, ani nie są postrzegane jako potencjalnie atrakcyjne. Kiedy z rumieńcem na twarzy pozują do zdjęć - widać, że sprawia im to wiele frajdy, łechce ich próżność i jest jednym z najprzyjemniejszych doświadczeń na tym etapie życia.
Film nie jest cukierkowy, ukazane są w nim problemy osobiste bohaterek - wdowa nie może poradzić sobie z utratą męża, cały czas za nim tęskniąc; jej przyjaciółka przez tworzenie kalendarza zaniedbuje rodzinę, a jej syn ma problemy z rówieśnikami; inną - zdradza mąż, jednak zamiast się załamać - wyrusza do Hollywood.
Jest ta angielska komedia naprawdę wyjątkowo urocza. Słodko - gorzka, bardzo zabawna i nie mniej miejscami wzruszająca (eh... ostatnio wszystko mnie wzrusza! Chyba robię się stara...). Jest też wielkim hołdem dla kobiecości - kobiety w niej są grubsze, chudsze, zadbane bardziej lub mniej - są po prostu bardzo normalne, nie mają nic wspólnego z tymi, które widzimy w amerykańskim kinie. Ale są przy tym bardzo pogodne, energiczne, nie bez wad, jednak po prostu nie da się ich nie lubić. Bardzo wyraźnie film pokazuje, jak bardzo kobiety potrzebują innych kobiet, jakie relacje je łączą - kobieta to zdecydowanie istota stadna:) Brytyjczycy naprawdę potrafią robić lekkie filmy, z powagą w tle.
Ukazano też w przeuroczy sposób angielską zachowawczość, ten typ ich temperamentu, uchodzący za stereotypowy - po ukazaniu się kalendarza, przy śniadaniu mąż, leciwy pan, mówi do żony: "Kochanie, twoje nagie zdjęcie jest w Daily Telegraph. Podasz mi bekon?". Jeszcze jak dodam, że cała ta historia wydarzyła się naprawdę, że jest oparta na faktach - no, ten film trzeba obejrzeć. Przede wszystkim niech kobiety zasiądą ze swoimi mamami, córkami, babciami, wnuczkami, kuzynkami, przyjaciółkami - i sycą się siłą, którą daje kobiecość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz