O przeczytaniu książki, która będzie tematem tego posta, po prostu marzyłam. Czytałam mnóstwo recenzji na blogach czy w prasie i nikt nie wypowiedział się o niej źle. Postanowiłam więc uczcić swój pierwszy tytuł naukowy (tak tak, ciocia Margaryna jest magistrem) i... kupić ją szwagrowi na urodziny, by samej wcześniej przeczytać. Proszę przyznać, że takiej niecnej przebiegłości nikt by się nie spodziewał!
Mowa o reportażu Barbary Demick "Światu nie mamy czego zazdrościć".
I nawet nie będę się wiele rozpisywać. Rzecz dotyczy Korei Północnej, autorka dotarła do sześciorga uciekinierów z tego kraju i opowiada ich losy. Wstrząsająca lektura. Wstrząsające uczucia w trakcie czytania i podejrzewam, że zawsze już w pewnym sensie ta książka będzie we mnie siedzieć. Bo jest o kraju, w którym życie jest po prostu beznadziejne. Dosłownie - bez nadziei na lepszy los. A z drugiej strony ukazuje, że człowiek zrobi wszystko, by przetrwać.
Jest to też książka o morderczym i całkowicie zdehumanizowanym reżimie. I tutaj wiele zastanawia - to, że ci ludzie naprawdę w niego wierzą, naprawdę chłoną słowa władzy. Ale jak mają nie chłonąć, kiedy szczelna kurtyna zasłania im cały świat? Co by było, gdyby nasze teraz okazało się bujdą, złudą, manipulacją?
Nie jest to zbyt eleganckie, żeby kupować komuś prezent "dla siebie", fakt, przyznaję. Ale jest ta książka najlepszym prezentem, który otwiera oczy i pozwala przeżyć mnóstwo bardzo niejednoznacznych uczuć. Polecam gorąco.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz