O serialu "Dziewczyny" słyszałam od koleżanek sporo dobrego. Pozytywnych opinii było na tyle dużo, że postanowiłam spróbować. I przez pierwsze dwa odcinki byłam bardzo zaskoczona całym entuzjazmem. Trzeci obejrzałam, bo nie miałam co robić. A następne - bo mnie po prostu wciągnęły. Nie jest to serial, przy którym płaczę ze śmiechu, nie przejmuję się też niesamowicie losami dziewczyn. Jego siłą jest jednak naturalność, to, że strasznie dużo dziewczyn w tym wieku może się dopatrzeć jakiś związków z którąś z bohaterek. Ja np. byłabym zdecydowanie Haną, ze względu na wygląd, ambicje intelektualne, a nawet chyba podobnie się ubieram. No, to jest nieważne w gruncie rzeczy, chodzi po prostu o to, że ten serial zdaje się być blisko życia współczesnych kobiet w wieku 20+. Hannah ma nadwagę, ma z tego powodu kompleksy, ale kamera nie ukrywa jej ciała podczas zbliżeń. Jessa jest trochę walnięta, w takim sensie - szalona, crazy - ale z jakim akcentem mówi - mogłabym jej słuchać bez końca! Shoshana - no kto nie zna takiej Shoshany! Jest po prostu kwintesencją samej siebie! I ambitna, piękna i mądra Marnie, którą lubię najmniej.
Wiem, że nazywa się "Dziewczyny" współczesną wersją "Seksu w wielkim mieście". No, może i coś w tym jest, ale nowsza produkcja jest zdecydowanie mniej zabawna, co nie znaczy, że cięższa. Ogólnie to bardzo polecam, zwłaszcza na lato. I tylko dziewczynom - faceci jakoś tej produkcji nie lubią... Może dlatego, że też jest tam o nich pewna prawda, a panowie jej w ten sposób podanej przyjmować nie lubią.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz