czwartek, 9 lutego 2012

Życie w koszmarze czyli polska Yrsa

Właśnie skończyłam czytać ostatnie zdanie bardzo popularnej i chwalonej na wielu blogach "Kobiety bez twarzy", kryminału autorstwa Anny Fryczkowskiej. Rzeczywiście, jest to bardzo dobra powieść, którą pochłania się niemalże naraz.

Hannę Cudny poznajemy, kiedy przeżywa najgorsze chwile swojego życia. Jej mąż stracił życie a ona sama chce je zacząć od nowa, razem z dziećmi, na podlaskiej wsi. Pierwsze rozdziały tej książki to opis koszmaru, jaki przeżywa Hanna, Michalina i Maks. Rozpadła się ich rodzina, każde z nich musi sobie radzić w nowych, wiejskich okolicznościach, a na dodatek, we "wsi spokojnej, wsi wesołej" - co Cudni gdzieś wyjdą - natrafiają na trupa.
Nie będę opisywać fabuły, bo polecam każdemu sięgnąć, jednakże podzielę się kilkoma spostrzeżeniami.
Przede wszystkim naprawdę jest to powieść bardzo dobrze skonstruowana. Zagadki się piętrzą, tajemnica jest dość zagmatwana, ale narracja poprowadzona tak - że czytelnik nie jest ani zagubiony, ani znużony.

Autorka świetnie rozważa i opisuje psychologię bohaterów - ta rodzina cierpi, nie radzi sobie i potrzebuje pomocy. Jak okaże się później - w końcu, pośrednio poprzez traumy, nawiążą kontakt, scalą się na nowo. Wątki poznajemy z dwóch perspektyw - Hanny i Michaliny. Obie te narracje uzupełniają się.

Jednak to, co mi się w tej powieści podoba zdecydowanie najbardziej, to jej klimat. Jest bardzo mroczna, atmosfera gęstnieje, bardzo często akcja dzieje się po zmroku lub w pochmurny dzień. Nawet natura jest przeciwko - złowieszczy las, który kryje w sobie wiele tajemnic (uwielbiam w literaturze taki wizerunek lasu! coś na granicy baśni), a nawet dom (uznajmy , że dom też jest częścią natury...), który powinien być schronieniem, miejscem, do którego się wraca odpocząć - jest nieznaną i wrogą przestrzenią, w której dzieje się masa niezrozumiałych rzeczy.
Kryminał ten zawiera wiele wątków z horroru, co tylko podkręca atmosferę, ale czytelnik niestety czuje niedosyt - czy aby wszystkie, spiętrzone tajemnice zostały rozwiązane?
Jedna z ważniejszych kwestii - opis ludzi, mieszkańców Świątkowic. Niby mili i życzliwi - a niezdrowo wścibscy. Niby wszystko o wszystkich wiedzą - a głusi na krzywdę. Niby prości i bliżej natury - a dziwacznie prymitywni lub przynajmniej bezlitośnie wyrachowani.

Powieść czyta się naprawdę świetnie i przypomina on klimat kryminałów skandynawskich. Muszę w tym miejscu wspomnieć o jednej z moich ulubionych autorek tego gatunku - jest nią Yrsa Sigurdardottir (uwielbiam wymawiać jej imię i nazwisko, brzmi jak zaklęcie w języku elfów). Pisze ona naprawdę bardzo mroczne powieści. Pierwsza z nich - "Trzeci znak" - dobra, ale jednak nie wyśmienita. Druga z cyklu "Weź moją duszę" - dużo lepsza i... do "Kobiety bez twarzy" w pewnych kwestiach bardzo podobna. No, prędzej jest odwrotnie. Głowna bohaterka, Thora, prawniczka, właśnie rozstała się z mężem, jest matką dwójki dzieci - syna i córki. W "Weź moją duszę" zjawia się na pewnej wyspie, w jakiejś błahej sprawie, by być wplątana w niezwykle ponurą zagadkę jeszcze z dawnej przeszłości, oraz związane z tym zabójstwa, jak najbardziej teraźniejsze. Wątki "paranormalne" również podkręcają atmosferę. Yrsa pisze naprawdę bardzo mocno - nie szczędzi czytelnikowi drastycznych opisów, bezlitosnych doświadczeń. Jest to świetny kryminał, jednakże mam skrupuły, czy go polecać - sceny z niego naprawdę w nocy widywałam w snach. Strasznych snach.
Jako dygresję dodam, że na pewno stanę się posiadaczką reszty książek Yrsy, ale na razie poczekam - może miejska biblioteka zaopatrzy się w nie...? To taki żart kiepski.



I jeszcze jedna dygresja - dotycząca "Kobiety bez twarzy" - ma naprawdę świetną okładkę. Uwielbiam na nią patrzeć - bardzo pasuje klimatem, charakterem do fabuły.



Polecam "Kobietę bez twarzy" i dla kontrapunktu i porównania kryminały Yrsy Sigurdardottir. Może jakiś inny czytelnik dostrzeże w Annie Fryczkowskiej polską Yrsę?

Jest jeszcze jedna kwestia. Ogólnie świat przedstawiony. Otóż świat w "Kobiecie bez twarzy" jest miejscem nieprzyjaznym, wręcz wrogim, a życie w nim potrafi być prawdziwym koszmarem. Nie tylko dla ofiar zabójców - ale dla żon -tych pokornie znoszących upokorzenia ze strony mężów i tych porzuconych przez męża - tchórza wdów, dla dzieci, zmuszonych radzić sobie z losem, jaki jest im zgotowany przez dorosłych...
Tak. Życie to nie bajka.

2 komentarze:

  1. I takie wpisy w blogach lubię najbardziej, bo się dzięki Tobie dowiedziałam o autorce, o której w ogóle nie słyszałam, mam na myśli Yrsę, bo o Fryczkowskiej nie tylko słyszałam, ale czytałam wszystkiej jej książki, wszystkie są znakomite, a z twoim zdaniem na temat tej zgadzam się w stu procentach, o czym zresztą też pisałam u siebie. Czekam z niecierpliwoscią na kolejną powieść tej autorki i lecę szukać Yrsy

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję bardzo za te miłe słowa i czekam na relację o powieściach Yrsy:)

    OdpowiedzUsuń