sobota, 25 lutego 2012

O historii

Pytania i wątpliwości dotyczące tematyki podejmowanej w tej notce targały mną naprawdę od bardzo dawna. Wychodzę bowiem z założenia, że Polacy nie potrafią rozmawiać o swojej historii. Albo popadają w mitotwórstwo, albo plugawo oskarżają siebie nawzajem. Mówię szczególnie o latach komunizmu. Po dziurki w nosie mam rozmów o stanie wojennym, których nie rozumiem; lustracji, z których nic nie wynika; bohaterstwa, które jest maksymalnie obrośnięte mitem.
Jest to historia tak młoda, że powinniśmy mieć jasność co do pewnych zdarzeń, faktów, związków przyczynowo-skutkowych. Moje pokolenie zdaje się mieć po dziurki w nosie tych głośnych haseł, tej "walki o prawdę", z której, przewrotnie, niewiele wynika. Pytam, kogo mogę, o to, jak to rzeczywiście było w tym stanie wojennym, w czasie PRLu. Moi Rodzice np. - Mama była już w grudniu '81 w ciąży z moim starszym bratem, więc jakoś tak te wydarzenia wojenne ją zajmowały, oczywiście, ale patrzyła na to przez inny pryzmat (żeby nie zamknęli szpitali). Mój tato, kolejarz, związany z Solidarnością, ale nigdy nie wysuwał się przed szeregi. Muszę dodać, że mieszkam w podkarpackiej wsi, którą w tamtym czasie jakoś ominęły wielkie zawieruchy, boje, strajki. I jakoś tak moi Rodzice, Dziadkowie, Teściowie nie cierpieli podczas tego czasu.
Widzimy w kinach, gazetach, książkach ludzi, którzy walczyli o wolność. Którzy odważnie, zuchwale, mężnie, podstępnie - na wszystkie możliwe sposoby - walczyli z systemem, w którym nie dało się normalnie żyć. Ale moje pytanie jest inne - dlaczego nie widzimy tych ludzi, którzy stali po drugiej strony barykady? Oskarża się agentów na wysokim szczeblu, to zrozumiałe. Nie mówi się jednak kompletnie nic o zwykłym milicjancie, zwykłym żołnierzu, zwykłym urzędniku - a przecież ktoś pilnował porządku, ktoś wtedy był wierny systemowi. Nagle jednak wszyscy zdają się o tym zapominać. Słyszałam jednostkowe historie o tym, że ten czy tamten byli wtedy w jakimś ZOMO ORMO czy Bóg wie czym jeszcze. Słyszałam historie, że byli okrutni, bezwzględni - donosili, pastwili się, potrafili bez skrupułów zmieniać na gorsze życie całych rodzin. Teraz historia ich nie dotyka, ręka sprawiedliwości po nich nie sięga, żyją sobie normalnie, spokojnie. Jestem ciekawa właśnie tego - czy ci, po drugiej stronie barykady, naprawdę wierzyli, że tamta rzeczywistość to najlepsza z możliwych opcja? Proszę mi wierzyć, daleka jestem od moralizatorstwa, od tego, żeby jednoznacznie osądzać. Wiem, jak łatwo jest dać się omamić, uwierzyć w coś i wierzyć w to bezkrytycznie. A polityka to temat wyjątkowo śliski, brudny. Jestem ciekawa. Nic więcej.

Z ciekawości tej sięgnęłam po "Kreta". Film, traktujący o przeszłości - bolesnej, trudnej, niewyjaśnionej. Takiej, o bohaterowie chcieliby zapomnieć. Opowiada historię młodego małżeństwa, Pawła i Ewy, mieszkającego u ojca Pawła, Zygmunta Kowala. Początek filmu jest ukazaniem relacji, jaka ich łączy. Paweł jest bardzo oddany ojcu. Widać to dokładnie, że łączy ich silna więź, męska czułość. Jego żona, Ewa, ambitna dziewczyna, kocha męża i teścia, jest dobrą mamą. Naprawdę - fajna, normalna rodzina. Bez patologii, bez niechęci, bez pozorów. U nich jednak przeszłość jest zupełnie inaczej zdefiniowana, niż w moim domu: tam to kategoria żywa, która nie przeminęła, która wymaga dopowiedzeń. Zygmunt Kowal stał na czele strajku. Jest uważany za bohatera. Ojciec Ewy zginął w czasie zamieszek z milicją, dziewczyna ciągle  w sądzie walczy o wskazanie i ukaranie winnych. Ziarno wątpliwości zostaje w rodzinie zasiane wtedy, kiedy wychodzi jakaś lojalka podpisana przez Zygmunta. Ten się broni: najpierw, że manipulacja; że "oni" chcą go wrobić; później "że musiał".

I czas na kolejną dygresję - najbardziej boję się słów "okazuje się". Coś jest, prowadzimy jakieś życie i nagle coś "się okazuje". To bardzo bolesne wyrażenie - bo dotyczy zarówno przeszłości, przyszłości i teraz.

I w rodzinie Kowalów coś się okazuje, ale nie wszyscy są pewni co, prawda nie jest jednoznaczna. Sąd, za sprawą tajemniczego świadka, uniewinnia Zygmunta, ale to bynajmniej nie jest koniec problemów i dalszego "okazywania się". Nie chcę zdradzać fabuły, bo polecam gorąco ten film - aby go poczuć, przeżyć, zastanowić się nad nim, bo jest nad czym. Jest to bardzo ważny, moim zdaniem, głos w sprawie przeszłości. Reżyser - debiutant odwalił kawał dobrej roboty. Pytania nie są zadawane nachalnie, bohater - nie jest jednoznaczny. Bardzo dobrze opowiedziana historia rodziny, która jest sobie oddana, rzeczywiście się kochająca. Rodziny, której trzeba bronić.
Ta opowieść pokazuje, jak trudne wtedy były czasy, przed jakimi wyborami musieli stawać ludzie, z jakimi problemami musieli się mierzyć.Zadaje też inne pytania: Czy Paweł zrobił dobrze? Moim zdaniem nie. Moim zdaniem nie musiał tego robić. A czego - to już niech oceni widz.

Teraz troszkę o stronie technicznej - która bardzo mi się podobała. Świetny Szyc, ale prześwietniejszy Marian Dziędziel. Wojciech Pszoniak - jestem pod wrażeniem - naprawdę jego rola zrobiła na mnie wrażenie - mroczny, tajemniczy, a nawet... zły, po prostu zły. Jedyne, co mi nie odpowiada to plakat. Plakat jest tragiczny, kompletnie, wcale i nic nie pasujący do klimatu. Po co Szyc ma garnitur, skoro w filmie ani jeden raz nie jest pod krawatem? Nawet jak idzie do sądu - to w bluzie. Chcieli, żeby wyszło amerykańsko - nie wiadomo po co.




Film ma naprawdę sporo wątków - część akcji dzieje się we Francji, co ukazuje współczesną emigrację. Bardzo ciekawa część. Pokazuje też bezpośrednio, jak młodzi ludzie podchodzą do polityki: jedna z epizodycznych postaci mówi wprost: pierdolę politykę. No trochę tak jest, że pierdolimy politykę. Paweł w pewnym momencie mówi wprost, że nie można ciągle patrzeć w przeszłość, że trzeba iść naprzód. Dla jego ojca to nie jest takie oczywiste.

Bardzo, bardzo ciekawy film, który gorąco polecam. Jakkolwiek banalnie to nie zabrzmi, to pokazuje również, na jakich dziwacznych, niestałych fundamentach opieramy nasze wszystko. Nasze nic.

3 komentarze:

  1. Zgadzam się i się nie zgadzam. To prawda, że trzeba isć naprzód, ale nie wolno nam zapomnieć o przeszłosci.
    Moja rodzina też niespecjalnie była dotknięta tamtymi wydarzeniami, mama mawia, że w kolejkach raczej nie stała, a jak po pracy poszła po mięso to zawsze dostała. Jednak byli ludzie, którzy słono zapłacili za swoje przeciwstawienie się, za chęć bycia wolnym w słowie czy podróżowaniu.
    Znając siebie, pewnie stałabym na czele studentów i strajkowała.
    Nie dziwi mnie jednak niechęć dzisiejszej młodzieży do tamtej historii. Jest to głównie spowodowane nieustającą walką polityczną, wypominaniem sobie nawzajem błędów, niż raczej realizowaniem swoich postulatów. Gdyby politycy zajęli się tworzeniem nowej historii (a nie wystawiali Polskę na posmiewisko) i pielęgnowaniem starej, myslę że wtedy więcej osób zainteresowałoby się historią w ogóle, a tak zatykamy uszy bo nie chcemy już o tym słuchać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za ten komentarz - jest dla mnie bardzo ważny i zgadzam się z powyższymi słowami.
      Sama jestem bardzo ciekawa, jak zachowałabym się ja i moi najbliżsi, gdyby przyszło nam żyć w tamtych czasach - w których trzeba było się opowiedzieć, stanąć po którejś ze stron. Mam nadzieję, że byłabym po tej "dobrej" - ale czy umiem to określić jednoznacznie? Szymborska pisała: "Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono" i z tymi słowami mierzę się w wielu kwestiach. Potrafię przechodzić obok krzywdy z lęku przed "zrobieniem czegokolwiek" - jak tłum, przeciętniak, masa. Nie jestem z tego dumna.

      Początkowo ten post miałam zatytułować "Historia jak kiszony ogórek" i miałam go zakończyć słowami, że podejście do przeszłości właśnie takie jest - jedni lubią kiszone ogórki, inni uważają je za wieśniactwo (no, metafora, powiedzmy, okrężna). Zrezygnowałam - nie da się bowiem w takich prostych słowach ująć wszystkich nieszczęść, które wtedy miały miejsce - przecież wielu ludzi przelało wtedy krew.

      Ze zdziwieniem przyglądam się temu, jak historia obrasta mitem, a mity nieraz wyrastają z prawdy, ale gdzieś jej ziarno po drodze gubią. "Kret" jest filmem, który się z tym mitem rozprawia, pokazuje, na jakie trudne wybory byli skazani zwykli ludzie. I jak ciężkie jest brzemię przeszłości.
      Pozdrawiam serdecznie,
      Magda

      Usuń
  2. Zachęciłas mnie do obejrzenia tego filmu, jestem ciekawa czy i mnie się spodoba:)
    Pozdrawiam
    Cup of Jasmine Tea

    OdpowiedzUsuń