czwartek, 10 maja 2012

Bez tytułu, gdyż tytuł byłby gorszący.

Oj, coś za słodko się na blogu zrobiło. To o świętach, to o tym, że młodzież wcale nie jest taka zła, jak próbują nam wmawiać, a to jeszcze kiedy indziej, że mieścinki to miejsca godne obejrzenia. Stop i basta! Dzisiaj przerywam ten błogostan, ostatecznie mam kryzys egzystencjalny dotyczący końca studiów (nie dość, że trzeba skończyć z pasożytniczym życiem studenta i znaleźć pracę, to jeszcze do tego żadnej sensownej pracy u nas nie ma!. No, ale Ciociu Margaryno, nie panikuj, nie panikuj. Może akurat znajdzie się etat na wymarzonym  stanowisku pracy, potencjalny pracodawca spojrzy w moje CV, później w bystre me oczy i obwieści patetycznie "Proszę Pani, czekaliśmy na Panią!". Tak...).

Wczoraj razem z Mężem postanowiliśmy zrobić sobie miły wieczór i obejrzeć jakiś film, niestety nie mieliśmy programu tv, internetu oczywiście nie chciało się odpalać, więc pozostało skakanie po kanałach (moje ulubione zajęcie). Nota bene ostatnio oglądaliśmy długo wyczekiwany  hiszpański  "Oczy Julii", który kompletnie mi się nie podobał. Po wspaniałym "Sierocińcu" i przepięknym "Labiryncie Fauna", "Oczy Julii" są bezsensowne. Dosłownie. Może jeszcze najdzie mnie ochota na dopisanie przemyśleń. Ale wróćmy do wieczoru wczorajszego i do skakania po kanałach. Kiedy wszystkie zawiodły i okazało się, że żadnego sensownego filmu nie ma, postanowiłam włączyć na teledyski i tam również nic ciekawego. Przeważnie oglądanie teledysków w sytuacjach kryzysowych zapełnia jakiś kwadrans, wczoraj jedynie na kanale disco polo leciały pieśni z młodości, takie jak "Leni wiatr" albo Pan o wdzięcznym pseudo Akcent. Padło więc zdanie, które jest aktem największej desperacji:

SPRAWDŹMY, CO LECI NA TVS.

TVS to Telewizja Śląska, na której nadają śląską listę przebojów i tylko z tym nam się ten kanał kojarzy. Myśleliśmy, że będzie właśnie ta lista, ale... jakiś film! No to oglądamy. Widać, że dosyć niskobudżetowy, no ale nie bądźmy wybredni. Nie pieniądze w filmie najważniejsze, co nje? Fabuła... No... Nie była prosta. Dwie najtajniejsze agentki musiały rozbroić innego agenta. Tyle że najgroźniejszy agent na świecie był najgroźniejszy dlatego, że umiał wchodzić do ludzkich umysłów! Wyobrażacie sobie? Niesamowite! I one rozmawiały o owym agencie, że przebywa w areszcie. Nagle akcja przenosi się do tegoż właśnie aresztu i owego agenta. Pilnuje go herszt-strażniczka, prawdziwy babo-chłop, który czyta, a jakżeby inaczej - tani romans (feministki, grzmijcie!). I nagle agent sprawia, że owa herszt-baba wyobraża sobie sceny z filmu (czyli mamy plan trzeci):

Kobieta, ponętna blondyna wychodzi z wody. Ma na sobie mocno prześwitującą koszulkę. Obok basenu ponętny brunet, ogrodnik, podcina kwiaty. Jak przystało na damę XXI wieku, daje znać ogrodnikowi o co jej chodzi - ściąga tę koszulkę, która i tak niczego nie zakrywała, pokazując min. cyce. Ogrodnik wnet łapie o co chodzi (mężczyźni wcale nie są tacy prości, jak mówią niektóre dowcipy) i zabiera się do Akcji Erotycznej Właściwej. Tak tak, film bowiem należał do gatunków tych erotycznych (że też kurde wcześniej się nie kapnęłam!). No zaintrygowana byłam niesamowicie, jak potoczą się losy baby herszta, tajnego agenta i dwóch kontragentek (myślę, że ten scenariusz dopuszcza wiele możliwości... ), jednakże postanowiliśmy sprawdzić tylko, co dzieje się na BBC Knowledge, a tam James May leci balonem, do którego przyczepiono przyczepkę campingową. Ale to, Proszę Państwa, temat na zupełnie inną historię, bo do Top Gear kiedyś tutaj dojdę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz