No i stało się. Po wielu miesiącach oczekiwań wreszcie wczoraj obejrzałam "Mroczny Rycerz powstaje". I co ja mam napisać? Że rewelacja? Że genialny film? Że wyborne aktorstwo, bez przypadkowych ról? Tak w istocie jest. Nie zawiodłam się podczas oglądania nawet przez minutę, od samego początku obraz wbija w fotel, a później jest tylko lepiej.
Christian Bale w głównej roli jest po prostu genialny. To wspaniała kreacja aktorska, która przejdzie do historii kina, nie ulega wątpliwości. Jest szorstki, ale wrażliwy. Złamany - a potrafi powstać. No i do tego przystojny, intrygująco przystojny.
Niesamowici: Michael Caine, Morgan Freeman, Gary Oldman (który zmienia się fizycznie nie do poznania, co jest po prostu rewelacyjne). Ale to wszyscy, którzy oglądali poprzednie części, wiemy.
Zaskakują postaci nowe - Kobieta-Kot, Miranda Tate, młody policjant John Blake i przede wszystkim Bane.
Od pierwszych scen Bane'a byłam zarówno przerażona, jak i zachwycona. Po prostu ta postać wbija w fotel, nawet sam sposób mówienia, ta chrypa, przyprawia o dreszcze. Do tego jest inteligentny, charyzmatyczny. Pierwszorzędna postać negatywna.
Niestety, tym razem muszę się ugiąć. Nie napiszę nic nowego niż autorka bloga apetyt na film i bardzo mocno zachęcam do zapoznania się z tą recenzją, ponieważ zgadzam się z nią w stu procentach.
Link tutaj
Bardzo podoba mi się również zdanie jednego z blogerów, który pisze, iż "Mroczny Rycerz powstaje" to film o wojnie sensu stricto.
Cały tekst tutaj
Bardzo, bardzo polecam oba teksty i oba blogi.
Cóż mogę dodać? Że czekam na kolejną część, po prostu. Mam nadzieję, że w takim momencie, ze wszelkimi ewidentnymi znakami kontynuacji, tak to się wszystko nie zakończy.
Batman w wydaniu Nolana wyrasta na prawdziwego króla popkultury. Którego bardzo trudno będzie zdetronizować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz