Właśnie przeczytałam ostatnie zdanie książki Leeny Parkkinen "Ty pierwszy, Max" i przyznaję, że już dawno nie czytałam tak przedziwnej książki. Najpierw krótko o fabule. Głównymi bohaterami powieści są bracia syjamscy, Izaak i Max, rzecz dzieje się na początku XX wieku. Poznajemy całe ich życie - od porzucenia przez rodziców, pobyt u ciotki i dziadka, tułaczkę po cyrkach Europy, po śmierć. Przez karty przewija się cała paleta barwnych postaci, które występują w cyrku. Wtedy każda medyczna anomalia była godna wystawienia, do cyrków przychodziły tłumy, by oglądać "potworów" - kobietę o zdeformowanych nogach, rodzeństwo ze złuszczoną skórą, dziewczynkę o kościach tak giętkich, jakby wydawały się z galarety i wielu innych. Autorka portretuje całą gamę kuriozalnych postaci, ale też - zwykłych ludzi umieszczonych w kalekim ciele. Wspaniale udało jej się ukazać dramat tych postaci, ich nieszczęśliwe życie.
Świat poznajemy oczami jednego z braci, Izaaka. To bardzo wrażliwy, ale też i ironiczny narrator. Życie jego i Maxa było wyjątkowo trudne - skazani na siebie w każdej chwili, bez żadnej opcji prywatności. Ich relacje są opisane po mistrzowsku - niewiarygodnie silna więź, ale też przemęczenie, marzenia o normalności.
Niestety, książka ta ma swoje słabe strony - nie wszystkie postaci i wątki zostały należycie rozwinięte, a niektóre wydają się niepotrzebne.
Jednak nawet ta nie-idealność czyni z powieści bardzo interesującą lekturę, ukazującą, że szczęście jest bardzo rzadkim i drogocennym kruszcem, a marzenia o nim to mrzonki. Cała plejada tych barwnych postaci marzy o normalności, o szczęśliwym domu, miłości, bezpieczeństwie - a wszystko to bez pokrycia.
Gorzka lektura ukazująca gorycz życia. Polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz