sobota, 18 sierpnia 2012

Stracone złudzenia, niespodziewany sukces i natapirowane matrony

Przyznaję szczerze i otwarcie - film "Fighter" obejrzałam tylko i wyłącznie dla Christiana Bale'a. Nie zachęcała mnie bowiem fabuła, która wydawała się czymś w stylu "Rocky'ego" i ogólnie nurtem American dream - od zera do bohatera.
Mamy historię dwóch braci - Mickey i Dickey (tak, czyta się Miki i Diki, co jest po prostu idiotyczne). Obaj są bokserami, tyle że Mickey (Mark Wahlberg) stoi dopiero u progu kariery, a Dicky (Christian Bale) niegdyś utytułowany zawodnik, teraz - uzależniony od narkotyków, przegrany trener brata.
Rzecz dzieje się w małej mieścinie w Stanach, skąd wyrwać się trudno. Mickey zarabia na życie zamiatając ulice, po godzinach trenuje z bratem. Boks to jedyna szansa. I udaje mu się, po prostu mu się udaje, co widz przyjmuje z wielkim uśmiechem, bo był pracowity i zdeterminowany. To jednak nie Mickey nie jest bohaterem tego filmu, a jego brat. Christian Bale jest po prostu

                                                                         ZAJEBISTY
                                                                        (urocze słowo!)

i kradnie Markowi W. całą uwagę na ekranie. Jest nadpobudliwy, dowcipny, ale też żałosny i niezwykle wiarygodny. Jest po prostu wręcz genialnie wiarygodny i Oscar naprawdę mu się należał. Nie ukrywam, że Christian Bale wyrasta powoli na mojego ulubionego aktora, nie tylko po wspaniałych kreacjach w Batmanie, ale całej masie innych filmów, lepszych lub gorszych, w których zagrał świetnie. Poza tym - co ten człowiek wyczynia ze swoim ciałem, jest zadziwiające. W Mechaniku ważył jakieś 50 kg, co jest szczytem poświęcenia. Tutaj znowu jest wychudzony, by za chwilę przecież przybrać na wadze do roli w ostatniej części trylogii Nolana. Zadziwiające.

"Fighter" ma bardzo interesujące tło, ponieważ bracia wywodzą się z wielodzietnej rodziny i widok tych sióstr chyba każdego przyprawi o 1) salwy śmiechu 2) pytanie - SKĄD ONI WZIĘLI TAKIE NATAPIROWANE MATRONY???
Rodzina w życiu głównych bohaterów jest bardzo ważna i chociaż wydaje się patologiczna, toksyczna, okazuje się, że przyczynia się do sukcesu życiowego Micky'ego.

To również film o straconych szansach i złudzeniach. Dicky stracił swoją szansę przez narkotyki, jednak fantastycznie potrafił się po niej podnieść i przestać. Swoją szansę na lepsze życie straciła także dziewczyna Micky'ego, Charlene, która przez imprezowy styl życia została wyrzucona z College'u. Muszę wyróżnić w tym miejscu Amy Adams, która na ekranie wypada po prostu świetnie.

I na koniec - czy ten film jest wart obejrzenia? Serwuje on tysiące razy odgrzewanego kotleta, czyli historię kogoś, komu się udało. Nie robi tego w jakiś niesamowicie wyjątkowy sposób. Ale zapada w pamięć i jakoś krzepi, daje kopa.
Jednak gdyby nie moja lekka fascynacja Christianem Bale'm, na pewno bym go nie obejrzała i w sumie niewiele bym straciła. Najgorsza z możliwych końcówka recenzji, ale, no cóż, innej nie będzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz