poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Pakiet polski

Ostatnimi czasy wpadały mi w ręce same polskie powieści. Nie jest to przypadek, ale o powodach powiem za niewiele ponad miesiąc. W każdym razie dodawanie postów każdej książki z osobna byłoby nie tylko czasochłonne, ale powiem szczerze - również nudne, dlatego postanawiam zrobić pakiet.


"Trza być w butach na weselu"

Jako intro omówię film, którego nawet nie powinnam się przyznawać, że nie oglądałam - mianowicie "Wesela" Wojciecha Smarzowskiego. No i co tu dużo mówić? Rewelacja, bardzo mi się podobał. Chociaż oczywiście jest to pewien wyjaskrawiony obraz wsi, to jest on tylko nieco wyjaskrawiony, bo że wiejskie wesela są pewnego rodzaju hardkorem wie każdy - spoceni wujkowie, morze wódki, zespół grający disco polo, uginające się pod ciężarem jedzenia stoły, a później, wraz z upływem nocy, chwiejący się goście. No, może przesadzam, moje pokolenie chce się już bawić zupełnie inaczej i te wesela łagodnieją w wizerunku, ale na każdym można spotkać taki relikt przeszłości. Smorzowski trochę przesadził, pojechał po ludziach ze wsi dość ostro, ale czy nie zasadnie? Po prostu wsadził do jednego filmu wszystkie przywary, wszystkie negatywne cechy. Zwykle bronię wizerunku wsi, ale tutaj jakoś nie sposób zaprzeczyć. Nie będę się rozwodzić nad fabułą, bo każdy "Wesele" zapewne widział, ale moim ulubionym momentem była wypowiedź dla pary młodej jednej z pań bawiącej na weselu, że w życiu najważniejsze są prawda, dobro, piękno, A później wypowiada się pewien dziadzio, że "to nieprawda, że bigos był nieświeży". Triada platońska i bigos.


Reportaż dziwaczany

Powieść Wojciecha Tochmana "Córeńka" czyta się jednym tchem, ale jest to książka dziwaczna. Niby reportaż, a powieść. Rzecz rozgrywa się na Bali, narratorka szuka swojej zaginionej po zamachu terrorystycznym koleżanki, wierzy, że żyje. Spotyka się z każdym, kto mógłby coś o Beacie wiedzieć, ujawnia jakiś portret osoby, poprzez relacje ludzi, którzy ją choć raz spotkali. Dziwna to proza, w dziwnym klimacie. Niezbędną lekturą do niej jest chociażby ta recenzja z wyborczej - autor kreuje powieść, ale o pewnym reportażowym klimacie, szukając na rajskiej wyspie koleżanki-dziennikarki, która zaginęła po ataku terrorystycznym. Znajduje w plecaku Beaty zapisane dwa zeszyty, a pierwszym rozdział powieści nosi tytuł "trzeci zeszyt" - to, co stworzyła realna Beata miesza się w powieści Tochmana z jego wizją zdarzeń, z fikcją, ze światem, który kreuje.






Powieść obleśna

Nad powieścią Michała Witkowskiego "Margot" nie będę się długo rozwodzić, ponieważ jest wyjątkowo obleśna. Ale, niestety, ma coś w sobie - jakiś pierwiastek ciekawości, że trzeba ją doczytać do końca. Lecz, ogólnie - nie polecam.

 


Powieść, do której wracam 

Do "Kilku nocy poza domem" Tomasza Piątka wracam bardzo często, cały czas podziwiając szalony koncept powieści, intrygujący pomysł i świetne wykonanie. Gdybym nawet chciała powiedzieć, o czym ona opowiada, byłoby bardzo ciężko - tak dziwacznej fabuły nie czytałam od dawna. Polecam czytelnikom wejść w ten zakręcony świat, moim zdaniem naprawdę warto.



Zawsze od początku

Niestety, "Biegunów" Olgi Tokarczuk czytam wciąż od początku, zawsze zatrzymując się w tym samym momencie - po kilkunastu stronach. Nie wiem co jest dla mnie dalej w tej powieści takiego, że mówię sobie stop i odkładam. Początek jest wspaniały, a reszta musi jeszcze poczekać.




Odkrycie lata 

Książka ta zagościła na moim regale zupełnie przez przypadek, ale kompletnie nie żałuję i nie tracę przed nią czasu. Mowa o "Tratwie" Artura Olechniewicza. Za oknem temperatura przekracza 30 stopni i powoduje to, że bardzo ciężko mi się myśli, ale naprawdę chciałabym tę książkę polecić - jest to proza gęsta, świetnie napisana, bardzo... malarska. Zwykle naładowanie szczegółami bardzo mi przeszkadza w odbiorze, bo ile można czytać o barwach, detalach, szczegółach. Ale w tej powieści jest zupełnie przeciwnie - można sobie przypomnieć słoneczny poranek, jakiś zapach, ulotną chwilę... Wracam do niektórych fragmentów i sycę się nimi. Jest to wolna narracja na temat w dużej mierze przeszłości, która ma wpływ na teraźniejszość. Rzadko kiedy sięgam po książki kompletnie mi nieznane, ale przeczytanie tej jest bardzo, ale to bardzo miłym akcentem. W klimacie przypomina z jednej strony "Lalę" Dehnela (ale bez mityzacji), z drugiej strony nasyconą prozę Schulza (ale więcej w niej konkretu). Myślę, że kiedy odwiedzę Sanok, bezczelnie wproszę się do Autora na rozmowę o tej książce, bo jest bardzo intrygująca.





Trociny dosłowne

Teraz czytam najnowszą powieść Krzysztofa Vargi, "Trociny" i być może nie powinnam się wypowiadać, bo przeczytałam zaledwie 20 stron, ale te 20 stron sprawiło mi wielki ból. Przede wszystkim dlatego, że Varga wygenerował takiego bohatera, jakiego najbardziej nie lubię - niby przeciętnaka, typowego przedstawiciela klasy średniej w średnim wieku, którego wszystko wkurwia (podobnie jak Adasia Miauczyńskiego, tyle że filmowy bohater ma, ewentualnie miewa, pewien urok), każdy go irytuje, rzeczywistość jest nędzna i beznadziejna. Prawda jest taka, że każdy z nas mógłby wszystko wyśmiewać - od wieśniackich nastolatków po reklamy podpasek Always, od blogerek po kiepskie powieści, tyle że nie każde wyśmianie służy czemukolwiek. Coś czuję, że się z tym panem nie polubię, ale o tym jeszcze na pewno napiszę, kiedy ogarnę większą część tekstu. Jeżeli nie napiszę, to znaczy, że przegrałam z własnymi nerwami i nie ogarnęłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz