niedziela, 16 grudnia 2012

Od blogera do milionera

Ostatnio przeżywam silny kryzys blogotwórczy. Nie chce mi się nic pisać, nawet nie wiem z jakiego powodu. Ogólnie czas, jaki spędzam przed komputerem jest ograniczony do minimum i jedyne, na co zerkam, to blogi. No właśnie, blogi. Dlaczego nie strony typu culture.pl czy dwutygodnik.com tylko właśnie blogi? I to jeszcze nie tylko te, które lubię i których autorów szanuję, ale regularnie zaglądam na blogi osób, których nie mogę strawić? Myślę, że powód jest taki sam, jak moja słabość do "Mody na sukces" - wiem, że to żenujące, ale przenika mnie dziwna przyjemność w oglądaniu marnej jakości zdjęć czy tekstu.
Jako, że niedługo przyjdzie mi się zmierzyć z tematem blogów z naukowej strony - będę pisać na ten temat pracę zaliczeniową - postanawiam tu i teraz przyjrzeć się polskiej blogosferze

Od blogera do milionera

Blogerki to gwiazdy. Chyba jest to główny powód zakładania modowych blogów - splendor, chwała i fejm - niektórym  udaje się to osiągnąć. Zdaję sobie sprawę, że prowadzenie bloga o modzie nie jest rzeczą prostą - czasami nawet zrobienie dobrych zdjęć wymaga czasu i pewnej energii. Widać to zwłaszcza w beznadziejnych pod względem jakości zdjęć blogaskach. I za tą energię blogerki chcą być wynagradzane, to wydaje się oczywiste. Zakupy, prezenty, bony, a czasami nawet wycieczki - nie jest to niczym nowym. Ale czy status sławnej blogerki jest jednoznaczny? Moim zdaniem nie. Firma X proponuje znanej faszonistce współpracę, na co ona przystaje, czasami zaznaczając reklamę otwarcie, a czasami demonstrując, że po prostu coś poleca z własnej i nieprzymuszonej woli. Jak dla mnie taki produkt traci na wiarygodności i absolutnie nie mam ochoty po niego sięgnąć - blogerka za reklamę wzięła na pewno sporą kasę i guzik ją obchodzi, czy dana prostownica naprawdę jest warta swojej ceny.

Najlepsze jest jednak coś innego. Zapraszanie blogerek na różne spotkania itp. z których one nawet nie piszą żadnych sprawozdań. Rozumiem ideę firm - chcą rozpropagować markę i wydarzenie, w blogerkach widząc wielki potencjał marketingowy. Ale, na Boga, niech wybierają takie, które przynajmniej włożą trud w zdanie relacji! Jedna z dziewczyn np. otwarcie przyznaje, że pisać o wydarzeniach nie będzie, bo nie umie i nie lubi. Jedyne, co dodaje to zdjęcia. Naprawdę, fest.

Pała z polskiego

Moim najskromniejszym zdaniem największą bolączką blogerek są ich umiejętności językowe. Większość blogerek modowych posługuje się językiem infantylnym, pisząc notki krótkie, niepoprawne i płytkie. Jakaś swada, żart, ironia - najczęściej nie ma o tym mowy. Ale są też wyjątki: blogerki, które fenomenalnie posługują się piórem (klawiaturą)- venilakostis, szafasztywniary, raspberryandred, styledigger - piszą naprawdę rewelacyjnie, dodają świetne zdjęcia - kwintesencja dobrego bloga.

Krytyczne oko czuwa

Z prawdziwymi wypiekami na twarzy czytam teksty wystawiające gorzką opinię polskiej blogosferze - niemodnepolki, addicted-tattwa i the-wearability. Piszą teksty, których nie wstydziłaby się niejedna redakcja, kąśliwe, nieraz szydercze, ale szalenie trafne i bardzo potrzebne - boginie mody tracą ten wesoły status, by w krytycznych oczach stać się przewidywalnymi, nudnawymi dziewczynkami, lubiącymi zarówno przebieranki, jak i prezenty. O to właśnie chodzi

Nie samą modą człowiek żyje

Oprócz rozpalających największe emocje blogerek modowych jest cała rzesza innych, nieraz bardziej interesujących miejsc w sieci. Nie wyobrażam sobie np. że mogłabym nie skonfrontować przeczytanej książki z opinią innego blogera (nigdy jeszcze nie zdarzyło mi się, żeby na jakiś tytuł wyszukiwarka milczała - KAŻDĄ książkę czytał jakiś bloger). Oczywiście, i w tym światku panuje hierarchia. Ciekawy post zamieściła ostatnio jedna z najpopularniejszych blogerek o książkach i szeroko pojętej kulturze - kreatywa - że blogerzy oceniają swój gust, niżej traktując blogi, gdzie oceniane są książki dla młodzieży, obok "poważnej" literatury. Zastanawiam się nad tym intensywnie i chociaż autorka jest oburzona na taki proceder, to chyba ja tak mam - chociaż sama jestem wielką fanką kryminałów, o czym piszę często, to jednak nigdy nie napisałabym recenzji jakiejś powieści dla młodzieży o wampirach, jakoś... wstyd by mi było. Nie muszę dbać o bon ton, silić się na kurtuazję, bo nikt mnie nie czyta - więc mogę swoje zdanie wypowiedzieć jasno i wyraźnie.
Mam natomiast swoje wyrocznie literackie wśród blogerów - miastoksiążek i blog Bernadetty Darskiej atoksiazkawlasnie. Znamienne jest, że obie panie są badaczkami literatury, ale na blogach wypowiadają się fachowo, ale przystępnie; profesjonalnie, ale z pasją prawdziwych moli książkowych. Jeżeli autorki polecają jakiś tytuł, nie wyobrażam sobie, że nawet w sporym odstępie czasowym mogłabym nie sięgnąć. Później mam jednak problem z napisaniem recenzji - wiem, że nie jestem w stanie napisać tak dobrej recenzji jak autorki, wszystko, co udaje mi się wykrzesać z siebie jest gorsze i wtórne, więc po co pisać w ogóle?

Foch osobisty

Ostatnio na prośbę autorki bloga pretensjonalnie wypowiedziałam się o moim kryzysie blogotwórczym, o tym, że każdy chce być czytany, a jeżeli nie jest - nic go nie zmusza do intensywnej pracy, a prowadzenie bloga dla siebie do ściema. W komentarzu jedna z blogerek następująco wypowiedziała się na mój temat:


"Ten post skłonił mnie do rozważań, czemu niektóre blogi zyskują tzw. popularność, a inne pozostają w blogowej niszy.

Z ciekawości weszłam na blog mariimargaryny i wydaje mi się, że w tym konkretnym przypadku mała ilość komentarzy wynika m. in. z faktu, iż ludzie po prostu z lekka obawiają się dodać tam swój wpis. Autorka wydaje się być osobą bezkompromisową, bezwzględną i niezwykle surowo oceniającą otoczenie (np. wpis o jennifer lopez, która ponoć "upadła na głowę", bo zamiast schować się w mysiej norze i rozpaczać z powodu "zaawansowanego" wieku, bezczelnie kręci teledyski czy też wpis w profilu "wróg okropnej poezji"). Mnie osobiście taka postawa odrzuca i skutecznie zniechęca do zostawiania po sobie jakiegokolwiek śladu. Być może inni odbiorcy mają podobne odczucia wobec bloga mariimargaryny i stąd wynika ten brak komentarzy. Oczywiście to tylko moja opinia, być może mylna. Gdybam tylko.

(...) "

Gdyby nie to, że przeczytałam ten komentarz jakiś tydzień po zajściu, to miałabym konkretną sprzeczkę z autorką - bardzo mnie zdenerwowała i nawet trochę obraziła, zwłaszcza późniejszym komentarzem: 

"To prawda, że konsekwencją pisania krytycznego nie zawsze jest zniechęcenie czytelników. Jednak krytycznie też można pisać w różny sposób. Np. niemodne Polki, z tego co zdążyłam zauważyć, wprawdzie piszą krytycznie, ale w taki sposób, że nikogo nie poniżają, nie opluwają, jedynie przedstawiają świat modowych blogerek z dystansem, lekkim przymrużeniem oka, humorem, to taka trochę satyra na blogi modowe. Nie ma tu mowy o uwłaczaniu czyjejś godności, to potraktowanie określonego tematu w sposób żartobliwy. Nie ma tu takiej postawy, że ten czy tamten upadł na głowę, bo w tym czy tamtym wieku już nie wypada, nie ma popisywania się zasobem słownictwa i opisywania siebie dziwnymi określeniami w stylu "samozwańcza prezeska", jest tylko i wyłącznie żartobliwe podejście do określonego rodzaju blogów i osób. I na tym właśnie polega różnica między krytycznym blogiem niemodnepolki a krytycznym blogiem mariimargaryny. Tak mi się przynajmniej wydaje, być może się mylę. Jest krytyka i jest krytyka- tak w skrócie można by podsumować mój wywód". 

Wydaje mi się, że niemodnepolki, które z resztą strasznie lubię, bo po prostu nie da się ich nie lubić (chyba, że jest się blogerką przez nich wspominaną) są naprawdę dużo bardziej kąśliwe, nieraz po prostu szydercze, nazywając blogerki po imieniu, a jeżeli nie, to i tak wiadomo o kogo chodzi. Nie wiem, czy nazwanie JLo starszą panią, która upadła na głowę bo fika-mika po scenie i robi z siebie szesnastkę jest tak straaaaasznie bolesne dla pani-autorki, jeżeli tak, to przepraszam. I chciałabym zaznaczyć, że nie podaję linka do bloga mojej nowej, miłej koleżanki, nie śledzę jej poetyckich poczynań (czy wspominałam, że jestem wrogiem okropnej poezji?), nie zostawiam śladu pod jej wierszami, w ogóle mam to w nosie, ale nikt nie zabroni skomentować złego zdania na mój temat. Więc może nie jestem aż taka bezkompromisowa i surowa?

Zamiast podsumowania 

I właśnie dlatego nie chce mi się pisać postów - wszystko, co wymyślę, już gdzieś kiedyś zostało napisane, może nawet lepiej. Po co więc się trudzić, skoro to i tak wtórne przerabianie tego samego? Co komu z tego, że ostatnio oglądałam "Skyfall" i uważam tę część Bonda z jedną z najlepszych w historii, ale nadal liczę, że kiedyś w tę postać wcieli się Clive Owen? Albo że najnowsza część Zmierzchu to sieczka? Albo że jestem w trakcie lektury "Limonov" i uderza mnie w niej wiele rzeczy, ale przede wszystkim parcie autora do sławy, przekonanie o swoim talencie, niezwykła arogancja, ale taka sama determinacja? No dobra, na temat tej książki coś jednak chyba napiszę.

1 komentarz:

  1. Bardzo mi miło, że pojawiłam się w tym tekście w tak pozytywnym kontekście. Dziękuję!

    OdpowiedzUsuń