wtorek, 1 listopada 2011

Wygraj albo giń

Nie mogłam tej notki nie napisać. Odkąd skończyłam oglądać pierwszy sezon "Gry o tron", fabuła, świat w nim przedstawiony cały czas siedzi mi w głowie i nasyca wyobraźnię.



Ale po kolei. Mamy do czynienia ze światem wymyślonym przez pisarza, Georga Martina, który przypomina średniowieczną Europę, ale jest jej alternatywną, fantastyczną wersją. Królestwo podzielone jest na kilka landów, części, które ja traktuję jako całą Europę właśnie - ciepłe, słoneczne południe i zimną, nieprzyjazną północ. Północ jest ostatnimi wrotami Świata- dzieli go Mur, za którym jest niepoznany świat Wiecznej Zimy, straszny i skrajnie nieprzyjazny, zamieszkany przez nieznane istoty.




Na północy, w stolicy, nie dzieje się dobrze. Król jest słabym bawidamkiem, z wredną żoną, której serce przelewa czara gorzkich ambicji, synem, który tak naprawdę nie jest jego synem, szwagrem - księciuniem... Król prosi o pomoc swojego przyjaciela, Eddarda Starka, lorda z północy. Życie tam jest zupełnie inne. Eddard ma żonę, liczną, kochającą się rodzinę, wszyscy żyją w szacunku, wierze, poczuciu honoru. Ich sytuacja zmienia się diametralnie, gdy Stark wyjeżdża na półudnie z dwoma córkami. Od tego momentu wszyscy są zaplątani w sieć intryg, kłamstw, niebezpiecznych gier o tytułowy tron właśnie.
Akcja dzieje się też na trzecim, pustynnym planie - żądny władzy brat sprzedaje swą piękną, delikatną, młodziutką siostrę nieokrzesanemu królowi dzikich plemion.



Wszystko w tym serialu mi się podoba, kupuję go po prostu w całości. Na pewno jednym z największych atutów są zdjęcia - tak piękne plenery, że nieraz zapierały dech w piersiach. Południe jest sfilmowane w ciepłych, soczystych barwach, a surowa północ - w zimnych, nieprzyjemnych (choć dużo bardziej podoba mi się właśnie wizja północy).
Po drugie - aktorzy - naprawdę cudowni, fantastycznie dobrani. A do tego - na ich urodę ciężko pozostać obojętnym:).



Po trzecie i najważniejsze - sama historia, choć to zasługa tylko i wyłącznie książek. Gorliwie, a może i nadgorliwie, zapoznałam się już z treścią pierwszej i drugiej części (pierwszą zaczęłam czytać w hipermarkecie, dobrze, że obok stoiska z książkami była ławeczka! Resztę dokończyłam na necie - dla mojego wzroku było to bardzo rozsądne...). Naprawdę serial jest bardzo wierny książce! Zmieniono niezbyt wiele niezbyt ważnych szczegółów. Przede wszystkim różnią się wiekiem - w książce są dużo młodsi, ale zmiana serialowa akurat mnie nie przeszkadza.
Naprawdę największym atutem jest to, że pisarz uwalnia wszystkie postaci od szablonów, łatek, szuflad. Historia jest nieprzewidywalna, a przez to daleka od "holiłuckiego" standardu, który wchodzi wszystkimi oknami i drzwiami. Dobrzy ludzie umierają, źli są przy władzy, do happy endu daleko, sprawy się komplikują w błyskawicznym tempie, mędrcy się mylą, głupcy mają rację, wygrywają tchórze, a prawdziwi dzielni mężowie są straceni. Wydaje mi się, że postaci są skonstruowane tak, że można sobie wybrać swoją ulubioną, dyskutować o swoich wyborach w gronie innych fanów, przekomarzać się, spierać. Ja się przyznaję - uwielbiam (bo już zwykłe "lubię to" nie wystarczy!) Jona Snow i Daenerys Targaryen. Choć przyznam, że karzeł jest mistrzowski:) Ale poniżej jednak Jon:



Nie mogłam nie zapoznać się z treścią książek, nie wiedzieć, jak to się wszystko rozwinie, już na pewno zawsze będą siedzieć mi w pamięci i będę wciskać wszystkim "Grę o tron", rekomendując jako najlepszą rozrywkę, przepiękną opowieść o honorze, miłości, ale też o ludziach pozbawionych skrupułów, intrygach i nieczystych zagrań. Bo "w grze o tron albo się wygrywa, albo się ginie. Nie ma ziemi niczyjej".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz