Czasami, a w zasadzie niezbyt często, zdarza się, że można zobaczyć jakiś ciekawy film w telewizji. To, co jest serwowane na co dzień, przebija nieraz definicje miernoty i jedynym ratunkiem są kanały popularno-naukowe oraz oczywiście teledyski.
Wczoraj jednak nadarzyła się okazja do obejrzenia świetnego filmu, o normalnej porze. Mowa o "Prestiżu" Christophera Nolana, który okazał się interesującą rozrywką i niemałą łamigłówką.
Zacznę nieco o fabule. Początki XX wieku, dwóch iluzjonistów marzy o wielkiej karierze, obaj są bardzo utalentowani i ambitni. Jednakże już na początku zdarza się tragedia - podczas występu przez jednego z kumpli ginie żona drugiego. Wdowiec przez całe życie nie może zapomnieć, zaczyna się rywalizacja, która kosztuje wiele, bardzo wiele.
Tyle o fabule. Mało? No, mało. Ale jest ona tak zagmatwana, jak tylko Nolan może zagmatwać (jest on również autorem scenariusza), ciężko wyjaśnić wszelkie zawiłości.
O czym jednak to jest film? Przede wszystkim o ambicjach, chyba nawet chorobliwych. I jeden i drugi iluzjonista chcieli wejść do panteonu legend w swojej dziedzinie, a za sławę płacili bardzo wysoką cenę.
Czy warto go obejrzeć? Oj tak, bardzo bardzo warto! Powodów jest kilka i każdy jest dobry.
Przede wszystkim scenariusz - jest naprawdę niebanalny, na początku nieco zagmatwany, wymaga od widza wiele uwagi i cierpliwości, ale warto czekać - to taki hiperkryminał - niby wiemy, jak się skończy, ale wiemy też, że nastąpi jakaś sztuczka, jakiś trick, który przewróci wszystko do góry nogami.
Powód drugi, tak samo ważny jak i pierwszy - obsada. Postaci w filmie nie jest wiele (oprócz oczywiście statystów-publiczności teatru), ale każda, ale absolutnie każda rola jest fantastyczna. Zacznijmy od postaci głównych: Hugh Jackman w roli wdowca, Christian Bale w roli przeraźliwie ambitnego Alfreda. Na deser smaczki drugoplanowe - Michael Caine, Scarlett Johansson, Rebecca Hall (naprawdę, bardzo wzruszająca rola, świetna kreacja aktorska), demoniczny David Bowie czy znany przede wszystkim z roli Golluma Andy Serkis. Powiem Państwu, że dawno nie widziałam tak świetnej gry, gdzie każda rola jest naprawdę wyjątkowa.
Chciałabym powiedzieć, że Bale przyćmiewa Jackmana, ale nie przyćmiewa. Jest bardziej demoniczny i charyzmatyczny, ale taka natura jego postaci. Jackman nie ustępował mu miejsca, nie pozwalał się zdominować.
Tak na marginesie - ciekawa sprawa z tym Nolanem-reżyserem i Nolanem-scenarzystą. Nie ma jakiejś niezwykle imponującej ilościowo biografii filmowej, ale widać jego wyraźne fascynacje. Przede wszystkim zmienne plany czasowe - częste retrospekcje. Z jednej strony wydaje się to chaotyczne, ale z drugiej - niezwykle dopełnia wizję. Mieliśmy to już np. w niesamowitym Memento, filmie, który oglądałam, żeby nie przesadzić, chyba z 10 lat temu, a nadal wyśmienicie pamiętam. W Prestiżu retrospekcje są nieodłączne.
Ale wyraźniejsza fascynacja to temat tożsamości. Kim jestem, i dlaczego jestem tym, kim jestem? Czy na pewno jestem tym, kim jestem? Takie pytanie zadaje wielu bohaterów jego filmów, poczynając właśnie od Memento, przez Bezsenność i wszystkie części Batmana (przecież Bruce zdawał się nieustannie zadawać sobie właśnie te pytania, filmy ukazują jego złożoną psychikę i powody, dla których stał się taki, a nie inny), na Incepcji kończąc.
Bardzo, bardzo polecam ten film i zapoznanie się z niezwykłą jak na Hollywood wyobraźnią Nolana, który stanie chyba niedługo w jednym szeregu moich ulubionych reżyserów, obok Davida Finchera.