Wczoraj zamknęłam cykl "Millenium" i... dopadł mnie smutek. Że to już koniec tej wielowątkowej i wielowymiarowej powieści, koniec losów o Lisbeth, Mikaelu i ich otoczeniu, o tych wszystkich aferach, ponurych morderstwach i ogólnie wszystkich nieprzyjemnych sprawach szwedzkiej polityki.
Ten cykl składa się z powieści kryminalnych, których teraz jest mnóstwo, zdaje się, że ich produkcja jest wręcz masowa, ale saga rozpoczęta od "Mężczyzn, którzy nienawidzą kobiet", jest naprawdę najwyższych lotów kryminalnych, wszystko jest spójne, logiczne, wyczerpujące i drobiazgowe, ale ani na moment nie nużące. Przyznaję, że jestem absolutną fanką tych książek - wsiąkam w nie, czytam nerwowo, od samego rana do późnej nocy (do dzisiaj pieką mnie oczy). Ciężko jest o nich pisać, bo na ten temat napisano już tak wiele, że właściwie dodać jakieś nowe słowo wydaje się niemożliwe... Sama jestem stałą czytelniczką stron www o Lisbeth, i bardzo podoba mi się teza (sama na nią nie wpadłam <młotek>), że Irene Nesser to alterego Lisbeth, którym ona nie tylko chce, ale i potrafi być. Czy jej w ogóle nie da się nie lubić? Ten skrajny ekscentryzm jest w jej wypadku... uroczy? No dobrze, może nie uroczy, ale pociągający na pewno! I na pewno wzbudza sympatię.
Kolejny świetny bohater powieści - Mikael - superatrakcyjny, superfajny, mniam mniam, tego pana chciałabym poznać - inteligentny, niezwykle bystry, przenikliwy, a do tego nieustraszony i uparty, ale nie bez wad - taki superbohater naszych czasów - byle ukazać prawdę, troszkę uleczyć chorą łatę w społeczeństwie -razem z Lisbeth tworzą naprawdę bardzo zgrany duet.
Coś czytałam, że są jakieś teorie, że to nie Larsson, napisał, że jego partnerka... I marzę, żeby to się okazało prawdą, żeby ktoś dał kolejną książkę tej całej rzeszy wygłodniałych wieści o Lisbeth fanów, ze mną włącznie, żeby cykl jeszcze potoczył się dalej, bo naprawdę wielka, wielka szkoda, że to już po prostu koniec.
Dla fanów gratką będzie film Davida Finchera, na podstawie pierwszej części. Na ten film pójdę nawet w czasie grypy, nawet jak będę mieć w tym czasie egzamin (choć wątpię, żeby egzamin był o wieczornej porze, ale chcę podkreślić, że nie będzie wtedy ograniczeń). Bo jeżeli bierze się za jedną z moich ulubionych książek (pierwsza część trylogii jest dla mnie najlepsza) reżyser, którego filmy uwielbiam, a grać będzie Daniel Craig, to obecność na premierze będzie obowiązkiem obywatelskim. Szwedzka ekranizacja jest bardzo dobra, naprawdę rewelacyjna Lisbeth, ale Mikael kompletnie nie ten... Ale Mikael Blomkvist może mieć twarz Daniela Craiga.
Ale - będę to powtarzać do znudzenia - i tak żal, że już dalszych losów nie poznamy...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz