Czytać "poważne" lektury zaczęłam dość wcześnie - w czwartej klasie podstawówki sięgnęłam po "Dżumę" Camusa i "Sklepy cynamonowe" (które odczytałam jako baśń - pierwsza lektura "Sklepów..." jest dla mnie niesamowitym wspomnieniem). Niedługo potem polubiłam literacki hardkor, traktując to jako "życie na odległość" - mogę przeżyć "na niby", empatycznie to, czego nigdy nie przeżyję w realu. Coś, czego nigdy nie będę miała ochoty nawet przeżyć.
Oczywiście, nie czytam tylko brutalistów, a i nie każdy literacki hardkor jest godny uwagi czy zainteresowania. Ostre, wyuzdane sceny, życie na krawędzi wytrzymałości psychicznej, skrajne emocje - nie wszystko to służy poznaniu prawdy ogólnej o człowieku, czasami zdaje się, że autorzy czerpią rozkosze z tych opisów (ich sprawa).
Jednakże książka, o której pragnę napisać, choć jest po trochu jazdą bez trzymanki, moim zdaniem czemuś służy. Mówię o "Czątkach elementarnych" Michaela Houellebecqa. Opowieść o dwóch przyrodnich braciach, z których jeden jest bardzo zdolnym biologiem, wycofanym społecznie i aseksualnym, a drugi - Bruno - to nauczyciel (czy dobrze pamiętam, że wybrał ten zawód tylko po to, aby spotykać mnóstwo kobiet?), seksoholik - całe jego życie dominują fantazje na temat kobiet, które chce posiadać fizycznie, wszystkie działania jego i pragnienia krążą wokół seksu.
Autor ukazuje losy tej dwójki, ale dokonuje bardzo brutalnego opisu rzeczywistości - to, że dorabia się ideologię do "niczego" - pustego życia. Że we współczesnym, zachodnim społeczeństwie liczy się ŻARCIE wszelakie - żremy jako konsumenci, zmieniając gadżety, żremy siebie nawzajem jako "seksualni wolnomyśliciele".
Nie będę opowiadać dokładnie fabuły - polecam każdemu, ale zaznaczam - ta książka może zmienić światopogląd. I choć Houellebecqa nazywa populistą, ja go kupuję, razem tą ponurą diagnozą. Bo czy ktoś może powiedzieć, że nie jest trafna?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz