piątek, 12 sierpnia 2011

O ojcach "JA UKRYTEGO"

Są pewne rzeczy, które wydają nam się stałe, niezmienne i od zawsze. Czy np. wyobrażamy sobie, że kiedyś nie znano koła i musiano je 'wynaleźć'?
Ciężko też sobie wyobrazić, że nie znano kiedyś, nie zdawano sobie sprawy z terminów takich jak "nieświadomość", "podświadomość". Że również wymagały odkrycia, wynalezienia. Dzisiaj żonglujemy tymi słowami, bawimy się nimi i zwalamy na nie nasze słabości, grzechy, winy - "no przecież podświadomie zawsze tego pragnęłam, nie mam na to wpływu!"
Dwie lektury, które ostatnio wpadły mi w ręce, pokazują, jak złożony i skomplikowany był proces dojścia do wniosku, że człowiek składa się z kilku warstw, a zakłócenia między nimi mogą prowadzić do problemów psychicznych.

Pierwsza z nich to "Pasje utajone, czyli życie Zygmunta Freuda" autorstwa Irvinga Stone'a. Jest to monumentalne i drobiazgowe dzieło ukazujące Freuda od czasu studiów do śmierci. Autor, znany przede wszystkim z "Udręki i ekstazy", w każdym szczególe opisuje wszystko to, co udało mu się zebrać na temat fascynującego ojca nowoczesnej psychologii. Widać, że bardzo polegał na listach Freuda do rodziny, przyjaciół i wszelkich informacjach, które zdołał o nim zebrać. Moc pracy, jaką musiał włożyć autor w napisaniu tej książki jest wręcz imponujący.
Jaki więc był Freud? Wrażliwy, lojalny, niezwykle bystry, ambitny i wybitnie pracowity. Na początku studiów postawił sobie cel, który uparcie realizował. Arcyciekawa jest droga jego naukowych poszukiwań, droga, poprzez którą odkrył, podważone już  co prawda dziś, fundamenty nowoczesnej psychologii. Kiedyś bowiem wszystkie zaburzenia psychiczne wkładano do ogromnego wora, nazywanego naukowym terminem "nerwica", pod którym właściwie mieściło się wszystko. Freud nie godził się z tym. Odkrył, jak ważną rolę w życiu człowieka odrywa okres dzieciństwa, jak wtedy kształtuje się osobowość, ale i tworzy wiele traum, które potrafią być nieprzyjemnym towarzyszem przez całe życie. Poprzez rozmowy z pacjentami oraz hipnozę, udawało mu się rozwiązać wiele problemów emocjonalnych, które były podłożem fizycznych cierpień pacjentów (ogromna jest siła umysłu, ogromna jak niezbadany żywioł). I wreszcie kwestia najbardziej kontrowersyjna - frustracje seksualne. Freud w końcu zaczął zwalać na nie wszystkie problemy swoich pacjentów i 'odpłynął' wkrótce w tej radykalnej teorii. Każdy pacjent był  dla niego sumą swoich frustracji na tle seksualnym.

W tym momencie dochodzimy do książki drugiej, Kazimierza Pajora, o tytule "Śladami Junga". Już nie tak pokaźne i drobiazgowe dzieło, ale przez to też dostępniejsze, napisane naprawdę żywym językiem, po prostu świetnie się czyta. Poznajemy dzieciństwo Junga, okres młodzieńczy, początki kariery... No i przede wszystkim jego znajomość, później szczerą przyjaźń, aż w końcu - głęboką niechęć w stosunku do Freuda. Zdanie 'Jung był uczniem Freuda' brzmi jak frazes w stylu 'Słowacki wielkim poetą był'. Wszyscy to wiemy. Ale ich znajomość jest znana niewielu osobom, jej podłoże i przyczyny niechęci. Jung był zafascynowany swoim nauczycielem, zdawał sobie sprawę, że rodzi się zupełnie nowa szkoła psychologii, że termin "nieświadomość" już na zawsze zmieni oblicze badań. Freud z kolei widział w Jungu w pewnym sensie pokrewną duszę, kogoś bliskiego (pomimo dwudziestoletniej różnicy wieku). Ich poglądy przez pewien okres były zbieżne, ale musiało dojść do rozłamu - Jung bowiem nie mógł się zgodzić z postrzeganiu każdego problemu poprzez pryzmat seksualności, a to w pewnym momencie stało się główną tezą Freuda, który zakończył zdecydowanie ich znajomość.
Te dwie różne książki są naprawdę fascynujące i polecam je niejako "w pakiecie". Losy obu tych niezwykłych mężczyzn krzyżują się ze sobą, po to, aby mogli uczyć się od siebie, nawet pomimo różnic. Są to też książki o jednostkach wybitnych, które musiały zmagać się z samotnością w poglądach, zwątpieniem, melancholią.
I te narracje o wielkich ludziach pokazują najbardziej banalną prawdę - że życie nie jest usłane różami, że liczy się w nim ciężka praca, wielka mądrość, ambicja oraz wytrwałość w dążeniu do celu. I nawet wybitnym jednostkom, zmieniającym oblicze świata, zdarzało się wątpić w siebie. Samotność - możemy rzecz - domena największych. Pocieszające?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz